Senat niespodziewanie stał się problemem dla PiS. Kandydaci startujący z list partii Jarosława Kaczyńskiego zdobyli 48 mandatów. To oznacza, że większość należy do senatorów opozycyjnych oraz niezależnych. Teraz do Sądu Najwyższego wpłynęły protesty wyborcze. Jak podaje PAP, chodzi o przeliczenie głosów w dwóch okręgach nr 75 – Katowice oraz nr 100 Koszalin. W okręgach tych zwyciężyli kandydaci opozycyjni – Stanisław Gawłowski oraz Gabriela Morawska-Stanecka. Ten pierwszy wygrał o włos, w przypadku Morawskiej-Staneckiej różnica wynosiła 2349.
ZOBACZ TEŻ: PiS odzyska Senat? Znamienne słowa Stanisława Karczewskiego [Wywiad SE]
Co w praktyce oznacza protest wyborczy? Wnioski rozpatruje trzech sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Podstawą rozpatrzenia są sprawozdania wyborcze z PKW, a także opinie w sprawie protestów. Rozstrzygnięcie w sprawie ważności wyborów następuje nie później niż 90 dni po wyborach. SN może przykładowo unieważnić wyniki wyborów w danym okręgu. Tak stało się na przykład w 2005 roku w okręgu częstochowskim.
Jak podaje TVP INFO, powołując się na informacje z zespołu prasowego SN, w przypadku protestów wyborczych PiS chodzi o zarzut, którego podstawą jest art. 227 Kodeksu Wyborczego, a dokładniej zakwalifikowania głosów jako nieważne, mimo iż winny być uznane za ważne.
„Wyniki wyborów do Senatu RP niemal po połowie dzielą Izbę Wyższą Parlamentu RP pomiędzy partię aktualnie sprawującą władzę a opozycję. W tym stanie rzeczy, w słusznie rozumianym interesie społecznym, jest podjęcie dodatkowych działań weryfikujących poprawność ustalenia wyników głosowania na Senatora w okręgach wyborczych nr 100 i 75, gdzie o wyborze zadecydowała tak niewielka różnica głosów” – TVP cytuje protesty.