Po wielkim sukcesie jakim był marsz Donalda Tuska 4 czerwca, Prawo i Sprawiedliwość znalazło się w defensywie. Kilka obietnic wyborczych, które złożył Jarosław Kaczyński, nie przyniosło oczekiwanego wzrostu notowań, poza tym wciąż istniało silne napięcie wewnątrz Zjednoczonej Prawicy. Prezes rządzącego ugrupowania postanowił więc podjąć dwie decyzje. Jedna z nich to powrót do rządu na stanowisko wicepremiera, jednocześnie oznaczało to dymisje dotychczasowych wicepremierów. Ale w gronie najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego pojawił się jeszcze jeden wniosek, bezpośrednio związany z kampanią wyborczą. Nowym szefem sztabu został Joachim Brudziński, który zastąpił Tomasza Porębę. Pierwsza decyzja? Przeniesienie konwencji programowej Prawa i Sprawiedliwości z Łodzi do Bogatyni. Jakie były kulisy decyzji o wyznaczeniu nowego szefa sztabu wyborczego?
Adam Bielan i Marcin Mastalerek od samego początku krytykowali poczynania PiS podczas tegorocznej prekampanii. Doradca społeczny Andrzeja Dudy udzielił mocnego wywiadu portalowi Interia.pl, gdzie wytknął błędy i przy okazji zasugerował, że rządząca partia powinna bardziej postawić na prezydenta, który cieszy się - według Mastalerka - dużą popularnością wśród wyborców. Z kolei Adam Bielan przyznał, że to PO zaczęła nadawać ton w przedwyborczym wyścigu. To nie spodobało się Tomaszowi Porębie, który odniósł się do tych zarzutów na Twitterze.
To oczywiście nie mogło ujść mu płazem i Jarosław Kaczyński postanowił działać. Jak już wspomnieliśmy, nowym szefem sztabu wyborczego został Joachim Brudziński, w już w sobotę PiS organizuje wielkie spotkanie z wyborcami, gdzie mamy usłyszeć nowe obietnice wyborcze. Z kolei Adam Bielan przyznał, że chciał odpowiedzieć Porębie, ale ostatecznie tego nie zrobił. - Chciałem mu na to odpowiedzieć, ale po rozmowie z prezesem Kaczyńskim się z tego wycofałem - powiedział w rozmowie w TVN24. - - Jak go spotkam, to mu odpowiem. Zależy mi na wyniku obozu Zjednoczonej Prawicy w najbliższych wyborach, więc myślę, że tego rodzaju publiczne pyskówki byłyby nie na miejscu, tym bardziej, że ja Tomasza Poręby osobiście nie atakowałem - przyznał polityk.