"Super Express": - Panie profesorze, nasza gazeta jest ostatnio atakowana przez tytuły, które czynią podział: my jesteśmy niepoważni, one są poważne. Stoi za nami siła Czytelników, którzy codziennie czytają "Super Express" i windują naszą pozycję w sondażach popularności. Ale gdyby setki tysięcy Polaków miały się mylić, wolimy zapytać: czy sprzeniewierzyliśmy się naszej misji?
Prof. Henryk Domański: - Zajmuję stanowisko neutralne. Nie wchodzę w ten spór. Jako socjolog i badacz - patrząc chłodnym okiem - oceniam zjawiska społeczne. Tym samym chłodnym okiem patrzę na burzę, którą wywołało opublikowanie przez was materiału o senatorze Krzysztofie Piesiewiczu. Zastanawiam się, z jakiego powodu ta publikacja się ukazała i dlaczego ukazała się właśnie u was, a nie w innym tytule.
- Krzysztof Piesiewicz, kiedy postanowił zostać senatorem, przedstawił bardzo wyraźny program, który zyskał poparcie w postaci 547 479 głosów wyborców. Coś przed nimi jednak zataił. Opublikowaliśmy ten materiał, bo na pierwszej stronie gazety - tuż przy logo "Super Expressu" - obiecujemy Czytelnikom: mówimy jak jest.
- Waszą funkcją jest szybkie i wyraziste informowanie o najważniejszych wydarzeniach życia codziennego, często intymnych.
- A gdyby pokusić się o "wiwisekcję"?
- Lubicie przyjmować ostre tezy i bezpośredni styl ich formułowania - często skandalizując. Orientujecie się na czytelników oczekujących otrzymywania prostych informacji. Zakreśliłem dwa czynniki - waszą funkcję i waszą publiczność - które tłumaczą, dlaczego i w jaki sposób zajęliście się sprawą senatora. Spełniliście waszą misję. Kwartalnik "Studia Socjologiczne" nie opublikowałby zdjęć senatora, ponieważ jego misją jest prezentacja tekstów, które mają wartości poznawcze - próbują coś wyjaśnić w zakresie zjawisk społecznych i postawić naukową diagnozę. Krótko mówiąc, każdy robi swoje.
- "Super Express" a "Studia Socjologiczne" łączy tylko to, że ukazują się na papierze i po polsku. Ale dzienniki - choć w różnej formie - łączy wyczulenie na sprawy bieżące. "Gazeta Wyborcza" przy sowim logo zapewnia: nam nie jest wszystko jedno. Jak to rozumieć w kontekście jej oburzenia na nasze publikacje o senatorze?
- Na przykład poprzez stratyfikację społeczną - wśród czytelników "Wyborczej" nadreprezentowana jest inteligencja.
- Ale kiedy Polacy z tzw. poważnych łamów dowiadywali się o upodobaniach seksualnych Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego, to wszystko było w porządku...
- Można to określić mianem hipokryzji.
- Czyż nie jest ona przejawem pogardy wobec zwykłych ludzi?
- Można rozumować tak jak pan, ale to chyba zbyt daleko idące uogólnienie. Podejrzewam, że nie wynika to z pogardy, lecz motywowane jest interesami. Media uchodzące za elitarne bronią reprezentanta swojego środowiska. W omawianym przypadku senatora Piesiewicza - i to jest rzecz kluczowa - nakłada się na to zbieżność opcji politycznych.
- Ale broniąc osoby senatora, usprawiedliwiają jego czyn...
- I właśnie z próby takiego usprawiedliwienia wynika krytyka "Super Expressu". Dlatego ta krytyka jest tak słaba. Elementem systemu demokratycznego jest kontrolna funkcja mediów. Dyskusję można sprowadzić do pytania: czy są granice tej kontroli. W moim przekonaniu - po stronie mediów i po stronie polityków - opiera się ona na konsensusie dotyczącym wartości.
- Czy "Super Express" je naruszył?
- W moim przekonaniu: nie. To raczej senator Piesiewicz naruszył normy społeczne podzielane przez większość Polaków.
Prof. Henryk Domański
Dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk