"Super Express": - Rząd porozumiał się z górnikami. Kryzys na Śląsku wydaje się rozwiązany, ale czy kryzys w polskim górnictwie również? Na pewno górnicy mogą być zadowoleni.
Dr Jerzy Markowski: - Na pewno mają prawo być zadowoleni górnicy tych czterech kopalń, które rząd początkowo przeznaczył do likwidacji. Oczywiście sobotnie porozumienie w żaden sposób nie rozwiązuje problemów polskiego górnictwa. Entuzjazm strony rządowej, że oto w sobotę udało się któryś z nich przezwyciężyć, jest zdecydowanie na wyrost. Po raz kolejny zresztą do ratowania górnictwa użyto obcych pieniędzy. Wszystko wskazuje na to, że oprócz budżetu państwa dołoży się jeszcze polska energetyka.
- Zanim osiągnięto porozumienie ze związkowcami, rząd przepychał pod osłoną nocy ustawę, która miała być remedium na bolączki górnictwa. Na razie nikt się z niej nie wycofuje. Widzi pan w niej jakieś zalążki pozytywnych zmian?
- To nie jest plan ratowania górnictwa. W ustawie są narzędzia, które pozwalają z budżetu państwa wesprzeć cztery kopalnie przeznaczone do likwidacji. I nic więcej.
- Ewa Kopacz nie może więc czuć satysfakcji, że oto odniosła wielkie zwycięstwo w walce o górnictwo?
- Pani premier może mówić o zwycięstwie. W tym sensie, że jeżeli pod ziemią protestowało 1000 ludzi, na całym Śląsku miały miejsce przemarsze i pikiety, a jeden podpis Ewy Kopacz pod porozumieniem ze związkowcami spowodował, że to wszystko się skończyło, to politycznie odniosła zwycięstwo, rozładowując społeczne niezadowolenie. W żadnym razie nie jest to jednak ratowanie górnictwa i sukcesu nie może tu zanotować.
Czytaj też: PEŁNA TREŚĆ porozumienia rządu z górnikami. Co wywalczyli górnicy?
- Znając życie, rząd zadowolony, że ludzie nie protestują, spocznie na laurach i górnictwo dalej będzie kręcić się na granicy zapaści. Co teraz powinno zostać zrobione?
- Może dobrze, że emocje trochę opadną, bo przekonanie opinii publicznej, że problemom winni są sami górnicy, nie pomaga dostrzec rzeczywistych przyczyn zapaści górnictwa. Za nią odpowiada bowiem złe zarządzanie przez tych, którzy za górnictwo odpowiadają. Konkretnie chodzi tu o ministra gospodarki i kadry, które powołał do zarządzania górnictwem.
- O tym zarządzaniu w ostatnich dniach mówiło się najmniej. Dużo było o przywilejach górników, dużo o podatkach na węgiel, ale o jakości zarządzania ani słowa.
- Tak, to osobne zagadnienie w kwestii problemów górnictwa. Wyczerpano już wszystkie sposoby, by finansowo je ratować. Najpierw sięgnięto po pieniądze Jastrzębskiej Spółki Węglowej, żeby ratować Kompanię Węglową. Teraz sięga się do budżetu państwa, a zaraz, jak już wspomnieliśmy, sięgnie się po pieniądze z sektora energetycznego. Innych narzędzi już nie ma, a górnictwo dalej ma problem. Najwyższy czas, żeby pieniądze znaleźć w samym górnictwie.
- W jaki sposób?
- To bardzo skomplikowana materia, która powinna być przedmiotem rzeczowej analizy. Tego nie zrobią ludzie, którzy obecnie górnictwem zarządzają. Jeśli oddano największą spółkę węglową w Europie pani Strzelec-Łobodzińskiej, to jest to po prostu skandal. Do tego jest wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz. Jest też jego szef Janusz Piechociński, który poza dwoma głupimi sloganami nie powiedział w sprawie górnictwa niczego! Sytuacja polskich kopalń to klęska tych ludzi.
- Myśli pan, że sama wymiana Janusza Piechocińskiego coś by zmieniła?
- Na pewno bardzo by to pomogło.
- Problem jest tylko taki, że jako koalicjant PSL ma dla siebie resort gospodarki. Jako szefa ludowców premier go stamtąd nie zdymisjonuje.
- Skoro Piechociński ma zapewnione miejsce w Ministerstwie Gospodarki, to niech się pani premier męczy.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail