"Super Express": - Jak sobie radzi PiS z kryzysem politycznym, który sam wywołał w piątek?
Wiesław Gałązka: - Widać wyraźnie, że na życzenie wodza PiS nie zamierza odpuszczać i idzie na zwarcie. To akurat musi się podobać twardemu elektoratowi tej partii. Opozycja nie potrafi zresztą wyjść z pułapki, która została na nią zastawiona, i pozyskać tych ludzi dla siebie. Kiedyś narzucono Platformie piętno "liberałów aferałów", a dziś "establishmentu", przez co umiejętnie zniechęcono do opozycji wielu wyborców. Także opozycja sobie nie pomaga, wystawiając do walki o demokrację ludzi, których powinna raczej ukryć. Tak jak kiedyś PiS schował Macierewicza czy Pawłowicz.
- Mam tu przed oczami instrukcję dla posłów PiS, jak mają sobie radzić z tym kryzysem, i trochę mówi pan przekazem dnia: kryzys "wynika z bezradności i frustracji tych, którzy utracili władzę".
- (śmiech) Jest w tym trochę racji. Nie możemy powiedzieć, że ci, którzy doradzają PiS, to idioci. Rozgrywka jest ze strony PiS prowadzona w sposób perfekcyjny. Spełnia oczekiwania ich elektoratu i ma działanie perswazyjne na niezdecydowanych. Temu sprzyjają oczywiście chaotyczne ruchy opozycji. Ta nie potrafi zagrać piłką, a jedynie ją odbiera. Nie potrafi wyprowadzić akcji i przejąć inicjatywy. W związku z tym nic dziwnego, że PiS celnie wyprowadza ciosy. Jeśli bowiem okazuje się, że za osobami, które słusznie protestują przeciwko łamaniu demokracji, stoją ci, którzy sami mają trupy w szafie, to władza nie może tego nie wykorzystać.
- W instrukcji kryzysowej jak mantra powracają słowa: "prowokatorzy", "destabilizacja", "psucie kraju", "manipulacje mediów". Z tego słownika korzystała już pani premier w czasie swojego sobotniego orędzia. To ma skutecznie wyprowadzić PiS z narożnika?
- Rzeczywiście, PiS dobrze zrozumiał, jak może wyjść z tej sytuacji, co zresztą orędzie doskonale pokazało. Co więcej, może się to okazać skuteczne. Tym bardziej że różnymi swoimi wypowiedziami opozycja potwierdza tę propagandę PiS. Opozycja może sobie za to pluć w brodę, że nie potrafi równie skutecznie wykorzystać wypowiedzi PiS. Weźmy chociażby tych "warchołów" Joachima Brudzińskiego, który chce prosić społeczeństwo, żeby pomogli ich rozgonić.
- Co z nimi?
- To aż się prosi wspomnieć Radom 1976 i słynne wiece "aktywu robotniczego", popierającego PZPR, która to z kolei walczyła z robotnikami walczącymi o demokrację, nazywając ich właśnie warchołami. Dziwię się, że opozycja tak niezdarnie odgrywa swoją rolę.
- Wracając do instrukcji, to nie brakuje w niej gotowców: jakich tłumaczeń użyć, żeby zbić argumenty opozycji. Mamy więc: "Za chwilę dziennikarze będą opowiadać, że widzieli pod Sejmem latający spodek". Albo o słynnym już uśmiechu prezesa: "Uśmiechał się, bo na tę ilość kłamstw i obelg, jaka wylała się na niego w piątkowy wieczór, nie mogło być innej reakcji". Posłowie sami na równie błyskotliwe odpowiedzi nie wpadną?
- Każda partia, nie tylko zresztą w Polsce, ma swoje wytyczne. Przypomnę, że w 1997 Nowa Partia Pracy Tony'ego Blaira była obsługiwana przez firmę PR-owską, która codziennie przygotowywała wypowiedzi dla członków partii. To samo robią dziś wszyscy. Dowodzi to chyba głównie tego, że aktyw partii rzucony na odcinek medialny to często ludzie niezbyt błyskotliwi, którym z trudem przychodzą jakieś barwne spostrzeżenia. Ale wiadomo jak to działa. Jest lider, a za nim stoi BMW - bierni, mierni, ale wierni. Dlatego trzeba im pomagać, by sprawnie działali na rzecz interesów partii.
Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: Kuchcińscy w składzie porcelany