Występująca pod pseudonimem Suzana S., autorka książki "City girl. Kobieta, która podbiła londyńską giełdę", napisała coś w rodzaju pamiętnika. Ma lat 23, przyjeżdża ze Stanów do Londynu, żeby przez rok śmiertelnie nudzić się na stażu w banku. Widzi jednak grube ryby handlujące akcjami i chce być taka jak one. Książka jest straszliwie źle napisana, nasycona bardzo powierzchownymi obserwacjami, ma jednak walor, dla którego warto poświęcić na nią wieczór: pokazuje, choć w wielkim uproszczeniu, świat niesprawiedliwie bogatych bubków-bankierów od środka. Pokazuje ich zresztą w dobrym momencie, bo tuż przed kryzysem i w czasie gorączki krachu hipotecznego, który ze Stanów rozlał się na cały świat. Więc w nocnych klubach leje się szampan po pięć tysięcy złotych butelka, więc kolekcje spinek do koszul kosztują tyle co luksusowe samochody, więc ryzykowne transakcje niszczą prywatne fortuny i rozbijają rodziny. Z książki zostanie w głowie kilka obrazów, na przykład taki: w czasie testu na lukratywne stanowisko tradera jedno z pytań brzmi: co zrobisz, widząc człowieka próbującego popełnić samobójstwo na moście? W bezwzględnym świecie jest jedna prawidłowa odpowiedź: powiedz mu skacz. I portret pewnej reporterki "kompletnie pozbawionej taktu, co było naprawdę cudowne". Ta właśnie reporterka radzi naszej bohaterce, żeby w City zdominowanym przez samców alfa była od stali twardsza. Oto jedna z jej rad: "Jak będziesz na jakimś spotkaniu w City i podejdzie do ciebie facet, wyciągnie rękę i przedstawi się jako dyrektor czegoś tam, pamiętaj: właściwa odpowiedź nie brzmi ťMiło mi pana poznaćŤ, tylko ťBiałe wytrawne proszęŤ. ( ) Najgorsze jest to, że na pewno znajdą się tacy, których to podnieci". Dopóki w Londynie i Warszawie są takie reporterki, świata nie zdewastują nam zanadto ani bankierzy, ani pensjonarki.
Pensjonarka prosto z City
2012-05-17
4:00
Pensjonarka to jednak mentalność. Siedzi w człowieku obojętnie, czy pochodzi spod Sandomierza i przyjechał do stolicy, czy też urodził się w USA i w londyńskim City chce zdobyć upragnione wszystko. Kiedyś pensjonarki marzyły o księciomężu i różowych blond potomkach. Dziś marzą o wdziankach Armaniego, czerwieni ferrari i sezonowych willach nad Morzem Śródziemnym - w sumie różnica nie taka znów wielka.