Paweł Zalewski

i

Autor: Super Express TV

Paweł Zalewski: Trump nas nie obroni

2017-02-13 3:00

"Super Express": - O co chodzi z tą ambasadą niemiecką, że w obecności ambasadora i pani kanclerz Angeli Merkel żalicie się na Polskę? Paweł Zalewski: - Pani kanclerz Angela Merkel jest naszym naturalnym partnerem w ramach Europejskiej Partii Ludowej, spotkanie z nią jest sprawą oczywistą. Domem pani kanclerz, gdy przebywa w Polsce, jest niemiecka ambasada. To wynika z protokołu dyplomatycznego.  

- Ale wie pan, jaki jest przekaz wizerunkowy? Wy idziecie do Niemców żalić się na własny kraj.

- To samo mówili komuniści w latach 80., gdy opozycja szła do ambasady amerykańskiej na spotkanie z kongresmenami i dyplomatami z USA i rozmawiała o ważnych sprawach dla świata.

- A może nie ma sensu już rozmawiać z Angelą Merkel, ponieważ niedługo nie będzie kanclerzem. Na jej miejscu zasiądzie ktoś, kogo pan dobrze zna. Co pan sądzi o Martinie Schulzu?

- Osobiście? Oceniam go bardzo dobrze.

- Niektórzy mówią, że nie lubi Polski.

- To jest nieprawda. To człowiek, który swoim życiem udowodnił, że ma wielki sentyment do naszego kraju.

- Problem polega na tym, że Polacy pamiętają Martina Schulza, gdy mówił: my wam tych imigrantów damy tylu, ilu chcemy. I my jako Unia będziemy decydować, ilu będzie u was tych uchodźców. I to się Polakom nie bardzo podobało.

- On nie używał takiego języka, choć zgadzam się, że ten pomysł, aby tworzyć kwoty rozmieszczenia imigrantów w poszczególnych krajach, wtedy popierał. Dobrze, że do realizacji tego pomysłu nie doszło.

- Ale była mała wojenka między Polakami i Niemcami?

- Nie było żadnej wojenki. Natomiast było wykorzystywanie przez PiS kryzysu humanitarnego, aby straszyć Polaków imigrantami, którzy w ogóle do naszego kraju nie chcieli przyjechać. Przypomnę, że nikt przez otwartą granicę z Niemcami - choć technicznie mógł to zrobić - do Polski nie przyjechał. A byliśmy straszeni, że nagle będziemy zalani rzeszą imigrantów. To się okazało kłamstwem.

- A jednocześnie kanclerz Merkel sama wycofuje się ze swojej polityki i przyznaje, że popełniła błąd. Czyli to jednak my jako Polacy i PiS mieliśmy rację, mówiąc, żeby uważać na to, jakich i ilu imigrantów przyjedzie do Europy.

- To było zdanie nie tylko Prawa i Sprawiedliwości, ale wszystkich w Polsce. Jednak niektórzy wykorzystywali ten błąd pani Merkel, by budować swoją pozycję w kraju. Ale to przekładało się też na osłabienie międzynarodowej pozycji niemieckiej kanclerz. Dzisiaj PiS mówi, że Angela Merkel jest najlepszym z punktu widzenia Polski kandydatem na kanclerza. I to prawda, szkoda tylko, że PiS tak późno dochodzi do tego wniosku.

- Czyli Martin Schulz, którego pan zna, jest dla Polski niebezpieczny?

- Nie, nie byłby niebezpieczny dla naszego kraju, powtarzam raz jeszcze - to przyjaciel Polski.

- Ale mówi pan jednocześnie, że to Merkel jest lepszym wyborem.

- Tak i wyjaśniam dlaczego: Schulz to człowiek zaangażowany w obronę praw obywatelskich na świecie. Ale niestety jest też tak, że SPD, partia, którą reprezentuje, poprzez chociażby system reprezentacji pracowniczej w wielkich zakładach, to partia będąca lobbystą wielkiego biznesu, który ma interesy w Rosji. I politycy SPD są korumpowani przez Putina.

- Martin Schulz też?

- Nie, Schulz jest pod tym względem bardzo uczciwy. Ale chociażby Gerhard Schroeder.

- Schroeder pracuje dla Putina, to już nawet nie korupcja, ale normalna praca...

- To jest ciągle korupcja. I to zaplecze Schulza jest z naszego punktu widzenia dla nas niebezpieczne. Dzisiejszy minister spraw zagranicznych Siegmar Gabriel, wcześniej odpowiedzialny za gospodarkę, mówił otwarcie, że chce znieść sankcje dla Rosji. Angela Merkel jest gwarantem tego, że te sankcje będą zniesione dopiero wtedy, kiedy będzie można je znieść.

- Donald Trump także mówi, że sankcje należy znieść. Ale już jego administracja - nie liczcie na żadne zniesienie sankcji. Może pan to wytłumaczyć?

- Trump to człowiek wyjątkowy w stosunkach amerykańsko-europejskich. Swój interes prywatny postawił wyżej od własnego kraju. Własny majątek powierzył nie ślepemu powiernictwu, firmie, która by decydowała, co z tym majątkiem robić, jak robili wszyscy prezydenci amerykańscy. Trump powierzył majątek swojemu synowi, który doradza mu też w kwestiach politycznych.

- Nie sądzi pan chyba, że Trump stworzy teraz "przedsiębiorstwo Stany Zjednoczone", na którym będzie zarabiał pieniądze?

- Już to zrobił. W pierwszych dniach urzędowania podpisał decyzję o budowie dwóch rurociągów. W przypadku jednego z nich - Dakota Access - w 1/4 właścicielem jest firma, w której Trump ma udziały. To nie są wielkie pieniądze, ale w oczywisty sposób akcje pójdą w górę, gdy budowa ruszy. Trump, który uważa, że nie istnieje Zachód jako wspólnota rządów prawa, wielokrotnie mówił, że wspólnotę czynią interesy. Być może będzie miał interesy z Zachodem, w tym być może z Polską, ale równie dobrze będzie miał te interesy z Rosją.

- Takie postrzeganie własnego kraju może go zbliżyć do Putina, który w ten sposób traktuje Rosję?

- Trump z Putinem są partnerami biznesowymi już od wielu lat. Nie bezpośrednio, ale firmy rosyjskie, które są powiązane z Putinem i zależą od prezydenta Rosji, finansują inwestycje Trumpa od momentu, gdy po serii bankructw Trumpa amerykańskie banki przestały kredytować jego inwestycje.

- Czy powinniśmy być zaniepokojeni tym, że Trump może nas opuścić, jeżeli chodzi o na przykład zbrojną interwencję Rosji w Polsce?

- Dziś zbrojna interwencja w Polsce nie jest Rosji potrzebna. To, o co chodziło Moskwie, czyli dostęp do rynku Zachodu na swoich korupcyjnych prawach, Trump załatwia bez żadnej wojny.

- To, że żołnierze amerykańscy są w Polsce, nie ma żadnego znaczenia - dobrze to rozumiem?

- Tak. Bo dziś problemem Polski nie jest agresja fizyczna sił rosyjskich, ale to, że słaba Unia nie będzie w stanie bronić rządów prawa, przeciwstawić się mechanizmom korupcyjnym, którymi chce nas zalać Putin, bo na tym chce zarabiać. A Stany Zjednoczone, tworząc wspólnotę interesu z Putinem, nie będą nas broniły.