"Super Express": - Czwartkowy przewrót pałacowy, czyli głosowanie na szefa klubu PO, zakończone przegraną Ewy Kopacz sprawiło, że wycofała się ona z wyścigu o fotel przewodniczącej Platformy. Dobrze się stało?
Paweł Zalewski: - To nie był przewrót pałacowy, ale demokratyczny wybór. Zresztą wszyscy szykowali się do tych wyborów i ich wynik był dosyć prosty do przewidzenia. Pani premier zaryzykowała porażkę w klubie, nie przyjmując do wiadomości, że po trzech przegranych wyborach z rzędu lider ustępuje.
- Wieść gminna niesie, że wielu parlamentarzystów PO zdecydowało się zagłosować przeciwko Ewie Kopacz dopiero po jej czwartkowym wystąpieniu w Sejmie. Zawarty w nim atak na PiS został bardzo źle odebrany. Rzeczywiście pani premier tym wystąpieniem sobie zaszkodziła?
- Trudno powiedzieć. Na pewno to przemówienie nie pomogło. I to nie dlatego, że było złe i nieprawdziwe. Po prostu całkowicie nie pasowało do miejsca i sytuacji. W atmosferze dostojności, której wszyscy oczekiwaliśmy, Sejm dopiero rozpoczynał swoją działalność, a PiS nie złożyło jeszcze żadnych projektów, które należałoby atakować. Kampanijny etap rywalizacji z PiS mamy za sobą, a etap, kiedy trzeba krytykować rządy tej partii, jeszcze się nie zaczął. Pani premier tego nie zauważyła.
Zobacz: Jurgiel: Gowin w rządzie, Ziobro to inna sprawa
- Mogło się to w PO nie spodobać, bo ostra retoryka wobec PiS po prostu się w kampanii nie sprawdziła i brnięcie w to może tylko Platformie szkodzić?
- Pani premier przyjęła taką formułę prowadzenia polityki, jaką przez długi czas prowadził Jarosław Kaczyński - czyli totalnej konfrontacji. Taką polityką, kreowaną zresztą przez Michała Kamińskiego, który dziś jest doradcą Ewy Kopacz, skazywał się na kolejne klęski wyborcze. Teraz doprowadziła ona do porażki PO. Dzisiaj Platforma musi rozstrzygnąć, czy chce być anty-PiS, czy chce mieć własną propozycję dla Polaków.
- I jakie są nastroje w partii? Którą drogą chcecie iść?
- Większość członków Platformy nie chce jednak identyfikować się wyłącznie w kontrze do PiS. Chce przede wszystkim pracy programowej i odbudowy własnej tożsamości.
- Czy koniec rządów Ewy Kopacz w PO nie będzie jednocześnie końcem Platformy Donalda Tuska?
- Donald Tusk był głównym twórcą PO i poprowadził ją do największych zwycięstw. Jego zasługa dla naszej partii jest niepodważalna. Problem polega na tym, że stworzył Platformę podług siebie, całkowicie opanowując ją swoją osobowością. Gdy odszedł, widać było próżnię, której pani premier Kopacz nie była w stanie wypełnić.
- I jak tę próżnię chcecie wypełnić?
- Dziś najważniejsze jest zbudowanie nowoczesnej partii europejskiej, która jest instytucją. To znaczy, że żyje własnym życiem, a nie jest zakładnikiem walki liderów; że identyfikują się z nią i działają wspólnie na wszystkich szczeblach jej członkowie. Dziś sytuacja jest dramatyczna, ponieważ trzeba odbudować partię w terenie. Są ludzie, którzy na to czekają. Muszą mieć jednak propozycję i widzieć sens działania.
- Kto z kandydatów na przewodniczącego to gwarantuje? Na placu boju jest Grzegorz Schetyna, Borys Budka. Mówi się też, że miejsce Ewy Kopacz ma zająć Tomasz Siemoniak.
- Z tego, co zrozumiałem, jedyną osobą, która się określiła, jest Grzegorz Schetyna. Przedstawił projekt partii kierowanej przez szerokie grono, w którym wykuwa się porozumienia i które jest instytucją. Ktokolwiek by jeszcze do walki o przywództwo się przyłączył, to kluczem do zwycięstwa będzie taka propozycja dla członków PO, która wykorzystałaby ich zaangażowanie.
- Grzegorz Schetyna po walkowerze ze strony Ewy Kopacz wydaje się na tę chwilę faworytem. Tylko czy jego wybór nie sprawi, że PO zamieni się w miejsce jego krwawej wendety na tych, którzy z podpuszczenia Tuska sekowali go w ostatnich latach w partii?
- Wybory dopiero się zaczynają. Nie przesądzałbym niczyich szans. Fakt, że pani premier się wycofała, jest końcem pewnej epoki. Ta sytuacja otwiera możliwość budowy nowoczesnej partii. Co się tyczy Grzegorza Schetyny, to człowiek, który współpracuje z ludźmi...
- Który znany jest z żelaznej ręki w prowadzeniu struktur partii. To może być kolejny wódz, który partię zdominuje.
- Są różne modele przywództwa. Jeden polega na tym, że narzuca się innym swoją opinię i twardo się ją egzekwuje. Inny to taki, że buduje się demokratyczną praktyką porozumienie, które potem się w sposób konsekwentny - czy jak pan to ujął żelazny - egzekwuje. Osobiście wolę ten drugi model.
- Pytanie, czy osobowość Grzegorza Schetyny na to pozwoli. To w końcu polityczny twardziel.
- Znam Grzegorza Schetynę jako twardziela, który konsekwentnie realizuje przyjęte założenia, a nie twardziela, który narzuca innym swoje zdanie.
- Czyli Schetyna to nadzieja na odrodzenie PO?
- Z tego, co mówi i co robił do tej pory, owszem. Oprócz odbudowy partii, która jest niezbędna, żeby odzyskać wiarygodność w oczach Polaków, tak by wygrać wybory, musimy przedstawić program tego, jak będziemy pełnić funkcję opozycji. To na pewno wymaga polityka wagi ciężkiej. A takim politykiem jest Grzegorz Schetyna.
- Musicie chyba robić to szybko. Jesteście zajęci sobą, a tu PiS wyrzuca z Prezydium Sejmu PSL, co spotkało się z dużą falą krytyki. Wy zupełnie na to nie zareagowaliście, chociaż jako opozycja, chyba powinniście.
- PO bardzo otwarcie i ostro się temu przeciwstawiała. Problem polega na tym, że w tym Sejmie jest większość jednego ugrupowania, które chce narzucać wolę innym partiom. Już pierwsze decyzje - nie tylko ta - pokazują, w którą stronę chce iść PiS. Dobrze, że wybory szefa partii odbędą się jak najszybciej. Będzie się to działo w okresie, kiedy nowy rząd raczej się przygląda, niż podejmuje istotne decyzje. Dzięki temu PO będzie gotowa do bycia pełną opozycją już w styczniu.