Paweł Wojtunik: Wiem, co mówiłem i jadłem, nie obawiam się nagrań

2014-07-16 4:00

Wątek poszukiwania taśm przez CBA to bzdura, choć usilnie lansowana - mówi Paweł Wojtunik, szef CBA.

"Super Express": - Nagranie pańskiej rozmowy z wicepremier Elżbietą Bieńkowską może "obalić rząd", jak twierdzi tygodnik "Wprost"?

Paweł Wojtunik: - Podkreślmy, że nie wiem, czy w ogóle są jakieś taśmy z mojego spotkania z panią premier Bieńkowską. Na razie słychać tylko spekulacje na ten temat. Z racji służby w CBA spotykam się z wieloma ludźmi, w tym z ministrami czy parlamentarzystami. Jestem pewny, że nawet jeżeli jakiekolwiek nagrania są, to nie mam się czego wstydzić czy obawiać.

- Pewnych żartów przy kobiecie się nie opowiada?

- Nie o to chodzi (śmiech). Ale tak naprawdę spotkanie było mało sensacyjnie. Po prostu wiem, po co się spotykałem, wiem, o czym mówiłem, za ile i co zjadłem. Mam czyste sumienie i nie mam żadnych lęków bądź obaw w sprawie nagrań. Taśm poszukuje akurat nie CBA, ale jestem pewien, że w moich rozmowach nie ma niczego niestosownego.

- W sprawie akcji CBA na zlecenie prokuratury w biurach posła Burego, a raczej czasu, w jakim miała miejsce, też jest pan taki spokojny?

- Oceniam te działania bardzo wysoko jako całkowicie apolityczne i właściwie przeprowadzone. W przekazach medialnych widziałem, że podobnie ocenił ją pan poseł Bury, mówiąc o profesjonalizmie agentów CBA.

- Był pan na urlopie i akcję przeprowadzono pod kierownictwem pana zastępcy, podobno przyjaciela ministra Sienkiewicza?

- Byłem na trzydniowym urlopie, który polegał na konieczności opieki nad dzieckiem. Nie oznaczało to, że byłem kompletnie oderwany od rzeczywistości i od działań CBA. W sprawie zastępstwa, jak rozumiem, chodzi o Macieja Klepacza... On w ogóle nie nadzoruje działań śledczych, ma zupełnie inne kompetencje i tych spraw nie nadzorował.

- Czyli nie był to "urlop taktyczny"?

- Kompletnie nie. Spekulacje na ten temat nie mają podstawy ani racji bytu. Przecież w każdej ważnej sprawie mogę zawsze szybko pojawić się na miejscu.

- Zawsze podkreślał pan, że nie chce się wikłać w sytuacje sugerujące kontekst polityczny. Nie warto było zaczekać, aż skończy się spotkanie klubu PSL, a nawet głosowanie w sprawie wotum nieufności wobec ministra Sienkiewicza? W końcu robiliście nalot na biura człowieka, który tym klubem dowodzi...

- Na działania, które mogą dotykać ważnych osób, nie ma nigdy dobrego momentu. To zawsze jest albo przed głosowaniem, albo tuż po, albo przed ich wyborem, albo w trakcie ważnych decyzji. Najlepszym terminem jest więc zawsze najszybszy z możliwych.

- Tu pojawiła się sugestia, że był to termin rekordowy.

- Nie chcę mówić, że CBA nie do końca odpowiadało za ten termin, bo co do czasu i miejsca była to decyzja prokuratury. Gdybyśmy zaczęli analizować ten termin w kontekście kalendarzy politycznych różnych osób, to wpadlibyśmy w błędne myślenie. I dopiero wtedy bylibyśmy posądzeni o uwikłania polityczne i dostosowywanie ich do różnych grup interesów. Wie pan, co by się działo, gdyby termin realizacji tych przeszukań przeciągnięty był na przykład na poniedziałek?

- Zapewne nie byłoby sprawy, bo nikt by się o tym nie dowiedział.

- Albo mówiono by, że prokuratura zleciła, a ja politycznie nie chciałem zaszkodzić rządowi, rozbijając koalicję i przeciągając sprawę. Politycy, którzy oburzają się na to, powinni zrozumieć, że CBA nie działa w ich interesie, ale w interesie państwa i społeczeństwa. Mam naprawdę czyste sumienie.

- Myśli pan, że prokuratura też?

- Oczywiście, że tak. Wiem, dlaczego podjęli działania w takim terminie i tak szybko. Jedynym powodem tego terminu i miejsc było niezbędne tempo wynikające z dynamiki sprawy. Nie planujemy działań pod pogodę czy kalendarz polityków. Gdybym przeprowadzał to jeszcze raz, zrobiłbym to dokładnie tak samo.

- Śledztwo dotyczące spraw na Podkarpaciu trwa już dłuższy czas.

- To jest zarzut stawiany przez osoby, które nie znają szczegółów śledztw w tej sprawie. Nie mogę mówić o nich bez złamania tajemnicy, ale działania nasze i prokuratury były w pełni uzasadnione dynamiką nowego śledztwa prowadzonego przez CBA wspólnie z Prokuraturą Apelacyjną w Warszawie od kilkunastu dni. Gdyby to było w ramach innego śledztwa, które trwało dwa lata, wtedy taki zarzut jakoś by się bronił. Chodziło tu jednak o szybkie zabezpieczenie dowodów.

- Sprawa Burego to, jak mówią na taśmach politycy Platformy, sprawa, która może zakończyć koalicję?

- Nie jestem politykiem i nie mnie to oceniać.

- Pojawił się też wątek poszukiwania taśm i powiązań Jana Burego z dziennikarzem Nisztorem z "Wprost".

- Wszyscy widzą, że to bzdura. Czynności zlecone przez prokuraturę wykonywaliśmy w kilkunastu miejscach, między innymi w Prokuraturze Apelacyjnej w Rzeszowie. Doprawdy nie przesadzajmy. Choć widzę, że tę legendę niektórzy próbują na siłę lansować. Ciekawe czemu... (śmiech)

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail