Soloch, bbn

i

Autor: Super Express TV

Paweł Soloch w WIĘC JAK: Rosja nie jest wrogiem, ale stanowi zagrożenie

2016-03-04 3:00

Paweł Soloch w rozmowie ze Sławomirem Jastrzębowskim opisuje, jakim zagrożeniem dla Polski jest Rosja.

"Super Express": - Czy grozi nam wojna z Rosją?

Paweł Soloch: - Na pewno agresywna polityka tego kraju, poparta rozbudową możliwości militarnych, jest dla bezpieczeństwa Europy groźna. Od czasu wojny z Gruzją w 2008 r. Rosja dokonała głębokiej modernizacji armii i zaczęła prowadzić agresywną i, jak się okazuje, częściowo skuteczną politykę. Mam tu na myśli aneksję Krymu i to, co się dzieje na wschodzie Ukrainy. Do tego dochodzi próba powrotu do globalnej gry poprzez wysłanie swoich wojsk do Syrii.

- Możemy powiedzieć, że Rosja jest dziś naszym wrogiem?

- Nie. Chodzi o to, że swoją polityką stwarza zagrożenie. Polska jako pojedynczy kraj, ale także jako członek NATO i UE, jest gotowa do dialogu z Rosją. Oczywiście pod pewnymi warunkami i z założeniem, że ten dialog ma prowadzić do zmniejszenia zagrożenia.

Zobacz: Tomasz Walczak: PiS w oparach bolszewickiej paranoi

- Ale czy Polska może się czuć zagrożona militarnie, biorąc pod uwagę zbrojne działania Rosji na Ukrainie i w Syrii?

- Bez wątpienia powinniśmy dążyć do tego, by Rosja miała świadomość, że jakikolwiek atak czy to na Polskę, czy inne kraje NATO - mam tu na myśli przede wszystkim kraje bałtyckie - oznacza militarną odpowiedź i konflikt zbrojny z całym Zachodem.

- Zaangażowanie Rosji w Syrii może się teoretycznie przerodzić w III wojnę światową? Przecież konflikt Turcja-Rosja wisi na włosku.

- Rzeczywiście jest napięcie między oboma krajami. Zderzenie tych dwóch państw - Rosji, która nadal jest bardzo silnym krajem, i Turcji, która dysponuje drugą pod względem liczebności po USA armią NATO - może niepokoić. Niemniej oba kraje zdają sobie sprawę, że istnieje ryzyko, iż ewentualny konflikt przerodzi się w starcie z całym blokiem NATO. Sojusz wyraził swoją solidarność z Turcją, co doprowadziło do pewnej deeskalacji napięcia. Oczywiście relacje między oboma krajami nie są nadal najlepsze, co w połączeniu ze zwiększoną obecnością militarną Rosji w basenie Morza Czarnego i w Syrii tworzy niebezpieczną mieszankę.

- To trochę cyniczne, ale dla pokoju światowego nie lepiej by było, gdyby na Ukrainie dalej rządził Janukowycz, a w świecie arabskim nie doszłoby do obalania kolejnych dyktatorów?

- Nie porównywałbym tych dwóch sytuacji. Arabska wiosna doprowadziła do silnej destabilizacji w regionie, do upadku dwóch państw - Syrii i Libii - i zagrożenia dla funkcjonowania kilku innych.

- Nie brakuje takich, którzy uważają, że za arabską wiosnę i jej konsekwencje odpowiadają Stany Zjednoczone.

- Tu mamy do czynienia ze splotem wielu zdarzeń. Trzeba brać pod uwagę sytuację wewnętrzną w krajach arabskich. Narastały tam konflikty i w momencie, kiedy nie było mechanizmu zmiany władzy ze względu na ich dyktatorski charakter, można się było spodziewać wybuchu.

- Ci dyktatorzy zapewniali jednak porządek.

- Dopóki byli sprawnymi - oczywiście za cenę krwawych rządów - zarządcami, owszem. W pewnym momencie ich zdolności zaczęły się jednak chwiać. Sytuacja na Ukrainie była jednak zupełnie inna. Rządy Janukowycza nigdy nie były tak silne jak rządy Kaddafiego czy Asada. Różnica również polega na tym, że w społeczeństwie ukraińskim tradycje demokratyczne są dużo bardziej zakorzenione niż na Bliskim Wschodzie czy w krajach Maghrebu.

- Jakie powinny być nasze relacje z Ukrainą? Kiedy ją bowiem popieramy, odzywają się głosy, że popieramy banderowców. Nie hodujemy sobie wrogów?

- Były momenty trudne w naszej wspólnej historii. Na pewno nie możemy jako Polacy rezygnować z pamięci o rzezi na Wołyniu. Jednocześnie jednak powinniśmy pamiętać, że niepodległa Ukraina umacnia nasze bezpieczeństwo. W tym sensie, że oddziela nas od Rosji.

- Rosja chce zawłaszczyć terytorium Polski?

- Nie. Rosja chce odzyskać jak największe wpływy na obszarze dawnego Związku Radzieckiego.

- Mówił pan, że polskie myśliwce mają brać udział w misji rozpoznawczej w Syrii. Potem tę wypowiedź dementowało MON.

- Nie mówiłem, że wezmą udział, ale że mogą wziąć. MON mówiło, że na razie nie jest to rozpatrywane. Zadeklarowaliśmy - i ta deklaracja jest nadal aktualna - wsparcie dla koalicji w walce z Państwem Islamskim. W jakiej formule będziemy się angażować i czy w ogóle będziemy się angażować, to kwestia do ustalenia.

- A powinniśmy się angażować czy nie?

Trzeba od razu zastrzec, że nie ma mowy u udziale Polski w działaniach bojowych. Rozpatrywana jest kwestia udziału w misjach rozpoznawczych.

- Niemniej w czasie lotu rozpoznawczego polski samolot może zostać zestrzelony.

- To są szczegóły, które będą ustalali wojskowi. Jeżeli w ogóle będziemy brali w tym udział, wtedy misje odbywają się na tej zasadzie, że działamy w ramach koalicji. Jest dla nich przewidziane zabezpieczenie satelitarne, ochrona samolotów sojuszniczych. To już kwestie wojskowe. Natomiast czy powinniśmy się angażować...

- Proszę powiedzieć - tak czy nie?

- Pytanie jest o stopień naszego zaangażowania. Jeśli chodzi o wyrażenie solidarności i gotowość zaangażowanie, to już to zrobiliśmy. Polskie władze mówiły, że jesteśmy gotowi działać w koalicji. Na jakich zasadach? Na pewno nie na zasadzie udziału w bezpośrednich działaniach bojowych. Pamiętajmy o kontekście naszych oczekiwań wobec sojuszników z NATO i ich obecności na terenie Polski.

- Optymalna obecność wojsk na NATO na terenie Polski to jaka?

- Nie posłużyłbym się konkretnymi parametrami i liczbami. Chcemy przede wszystkim, aby obecność wojsk sojuszniczych była częścią systemu obronnego Sojuszu. By nie były to wyłącznie jednostki ćwiczebne. Nie chodzi nam o obecność jedynie symboliczną.

- Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że polska armia jest słaba? Że za dużo w niej oficerów, a za mało żołnierzy i broni?

- Na pewno Polska armia jest za mała.

- Ale do poboru nie wrócimy?

- Nie jest to celowe w dobie armii zawodowych i w sytuacji, kiedy mamy potencjał kilkudziesięciu tysięcy młodych Polaków, którzy są gotowi ochotniczo stanowić o sile obronności Polski.

- Jak duża powinna być polska armia?

- Siedmiomilionowa Finlandia ma potencjał mobilizacji 230 tys. żołnierzy. Gdyby Polska miała możliwości mobilizacyjne w wysokości 500 tys., byłoby bardzo dobrze.

- A co z uzbrojeniem?

- Podejmujemy działania modernizacyjne. Są teraz weryfikowane przez nowe kierownictwo MON. Musimy mieć jednak na względzie cele, jakim ta modernizacja ma służyć. Jakie zagrożenia są dla nas największe i jak się przed nimi bronić. Ile rzeczy jesteśmy w stanie zrobić sami, a na ile możemy liczyć na wsparcie naszych sojuszników z NATO.

- Na sam koniec zupełnie niepoważne pytanie. Zastąpił pan na stanowisku gen. Kozieja, którego od pewnego czasu nazywano szogunem. Pana też tak nazywają?

- Prezydent tak do mnie nie mówi. Zaraz po nominacji znajomi próbowali, ale się nie przyjęło.

Nasi Partnerzy polecają