Zatem do rzeczy: przed dużym świetlistym logiem mecenasa stała dwójka młodych ludzi – powstaniec i sanitariuszka. Muzeum Powstania Warszawskiego, rocznica Powstania – wszystko gra – więc czego się czepiam? Otóż czepiam się tego logotypu i czepiam się na pierwszy rzut oka patriotycznych, narodowych kokard wpiętych w piersi chłopaka i dziewczyny. Widniał na nich napis: PZU.
Nic się samo nie dzieje. Ktoś rzucił pomysł, a że pomysł się przyjął, to jakiś batalion marketingowców może już nawet otworzył szampana. Szef pochwalił, klient zadowolony – zwycięstwo! Poszła premia od góry do dołu na wszystkich liniach i frontach. Jeżeli więc ktoś ma wątpliwości, czy Powstanie Warszawskie miało sens, albo zastanawia się, o co w nim chodziło, lub co przyniosło tym, którzy polegli, tym którzy przeżyli i tym, którzy żyją dziś i tym, którzy się dopiero narodzą, to takich rozterek Pe-Zet-U nie ma. Sprawa jest przecież zupełnie jasna: w sierpniu 2013 r. sprzedamy więcej polis na życie!
Zapytuję dział marketingi PZU: czemu by nie wejść na grunt poezji? Np. tak:
„I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut – zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to PZU pękło?”