Paweł Kukiz jako radny, dostał laptopa, który miał mu pomóc w pełnieniu obowiązków. Jednak w pracy na Dolnym Śląsku, komputer służył mu tylko rok, bo po takim czasie mandat radnego zamienił na ten poselski. Muzyk trafił na Wiejską, a wraz z nim – laptop, bo polityk go nie oddał.
- Wiele razy informowaliśmy Pawła Kukiza, że ten komputer to własność samorządu województwa. Jako radny był zobowiązany do oddania sprzętu po rezygnacji z mandatu. Wynika to z regulaminu – opowiada Michał Nowakowski (35l), rzecznik prasowy urzędu.
Kukiz najpierw wyjaśniał, że chciałby zatrzymać komputer, bo miał na nim ważne informacje. Pojawił się pomysł odkupienia laptopa, którego wyceniono na około 500 zł.
Jednak Kukiz nie zapłacił za laptopa. Nie raczył też go zwrócić. – Skierowaliśmy do pana Kukiza wiele pism z prośbą o uregulowanie zobowiązania. Jednak bezskutecznie. Dlatego zmuszeni byliśmy skierować sprawę do sądu – mówi Nowakowski.
Udało nam się dowiedzieć, że urząd otrzymywał też pokrętne informacje na temat laptopa. A to, że się zepsuł, a to, że się zgubił...
Sprawę teraz wyjaśni sąd. Pierwsza rozprawa już się nawet odbyła. Jednak nie pojawił się na niej ani Kukiz, ani jego pełnomocnik.
Co na to wszystko polityk? Paweł Kukiz twierdzi, że w całej sprawie nie ma jego złej woli. - Wpłaciłem raz pieniądze za tego laptopa. Ale pomyliłem konta. Mam codziennie mnóstwo spraw do załatwienia i po prostu kwestia komputera gdzieś mi umknęła. Efekt będzie taki, że sąd nakaże mi spłatę, wraz z odsetkami - pewnie ok. 1500 zł. Ot, cała filizofia - mówi nam polityk.