"Super Express": - Oglądał pan konkurs Eurowizji? Podobało się panu? Są głosy krytyków, że zwycięstwo Conchity Wurst to świadectwo upadku Europy.
Paweł Kukiz: - Niestety, nie oglądałem całości. Trochę czytałem, widziałem niektóre występy w Internecie. Uważam, że sposób dążenia do równouprawnienia osób homoseksualnych i heteroseksualnych może się fatalnie skończyć dla tych, o których równouprawnienie się walczy. To tak samo dotyczy Eurowizji, jak i na przykład wielkiego szumu wokół kandydowania Anny Grodzkiej na stanowisko marszałka Sejmu. Forma przerasta treść i boję się, że w pewnym momencie ta forma może doprowadzić do tego, że osiągnięty będzie zupełnie odwrotny skutek. Mniejszość, która w sposób tak nachalny promuje swoją orientację seksualną, zamiast zyskać tolerancję i akceptację, zostanie znienawidzona. Nie może być tak, że w sprawach takich jak muzyka, sztuka czy polityka pewne zdarzenia determinuje orientacja seksualna lub sama forma.
- Może jednak nie trzeba podchodzić do tego tak poważnie? To tylko konkurs Eurowizji, który nie polega wyłącznie na prezentowaniu wspaniałych utworów. Pseudonim Conchita Wurst można byłoby przetłumaczyć przecież na język polski jako Muszelka Kiełbasa. Thomas Neuwirth występuje jako drag queen i ma do tego prawo. Występy drag queens są określoną formą sceniczną. Austriacy, jak wszyscy, chcieli wygrać konkurs, wystawili Conchitę i wygrali.
- Ja sam na początku lat 90. wspierałem organizacje takie jak np. Lambda w działaniach, które miały na celu zwiększenie akceptacji społecznej dla odmiennych orientacji seksualnych. Ale jeśli forma zaczyna przerastać treść, zaczyna to być irytujące. To nie był festiwal drag queens, tylko Eurowizja. A w samym wykonaniu piosenki nie było nic szczególnego.
- Skoro ktoś przyjął taki pseudonim, to ciężko mi traktować to bez przymrużenia oka. To było trochę robione...
- Dla pieniędzy?
- Pewnie też. Ale po części i dla żartu? Sama Eurowizja też jest taka...
- Cała Europa też zaczyna być taka. I to mi nie pasuje. Jestem zwolennikiem Europy ojczyzn i narodów, a nie eurokołchozu. Jeden kołchoz już przeżyłem i nie chcę przeżywać podobnego. Eurowizja nie jest prywatnym przedsięwzięciem, tylko zabawą organizowaną przez jedynie słuszne linie ze wszystkich państw Europy. Jeśli jest w Europie trend, że będziemy promowali kobiety z brodą, to tak się wszystko ustawia, żeby one wygrywały.
- Niektóre zagraniczne media krytykowały polską propozycję na Eurowizję, czyli Donatana i Cleo. Zarzucano, że występ jest seksistowski, ociera się o pornografię. Słusznie?
- Było już mnóstwo znacznie bardziej pornograficznych stylizacji. A sama piosenka? Kwestia gustu. Mnie tego rodzaju stylistyka nie kręci. Nie wiem też, na jakiej podstawie mówi się, że w tej piosence są jakieś ludowe wpływy. To była trochę taka odwrotność Muszelki Kiełbasy.
- Czy Polacy nie próbują leczyć jakichś kompleksów Eurowizją? W konkursie, w którym zwyciężyła kobieta z brodą, nasze Słowianki zajęły 14. miejsce. Tymczasem oczekiwania chyba były większe. Rozczarowanie?
- Mamy taki potencjał, że nie potrzebujemy wywalonych cyców, muszelek czy kiełbas, żeby zaistnieć. Poza tym nie musimy też brać udziału w wydarzeniach, w których muzyka jest tylko pretekstem do promocji zupełnie innych rzeczy.