"Super Express": - Eksperci uznawali wynik wyborów na Ukrainie za przesądzony. Pozostawało pytanie o drugie miejsce. To wynik dominacji rządzącej Partii Regionów czy podziałów wśród opozycji?
Paweł Kowal: - Kilku rzeczy. Pojawiła się nowa siła - Witalij Kliczko. Choć pamiętam, że 2-3 lata temu mówiono, że nic z tego nie będzie. Tymczasem Ukraińcy chcą takiego bohatera jak z bajki, który jest duży, silny, samowystarczalny, ma pieniądze...
- Dodajmy, że pieniądze wreszcie zdobyte w przejrzysty sposób...
- To też ma znaczenie. I Kliczko jest taką figurą, która w polityce daje nadzieje. I nie chodzi tylko o to, że jest znanym sportowcem. Najbardziej znany piłkarz Andrij Szewczenko nie przyniósł swojej partii tylu głosów. Liczy się to, że Kliczko będzie miał zaproszenia do USA, do Niemiec i innych krajów europejskich.
- Opisuje go pan jak przyszły numer 1 na Ukrainie.
- Kto wie? Jest młody, musi nabrać doświadczenia. Ale jest jednym z potencjalnych kandydatów na prezydenta Ukrainy. Człowiek sukcesu, który ma charyzmę, przysłużył się i rozsławia kraj. Celebryta, którym wszyscy się interesują. Widziałem nawet zachodnich polityków, którzy podczas spotkań z nim trochę tracili rozum.
- Tylko czy może być kimś więcej niż kimś między Julią a prezydentem?
- Prezentował się jako kandydat opozycyjny, ale ta jego opozycyjność była wyraźnie inna niż Julii Tymoszenko. Nowa. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał ściągać głosy zarówno z opozycji, jak i Partii Regionów. I badania wskazują, że przyciąga głosy z każdej strony.
- Ta kampania mniej wyglądała na walkę opozycji z rządem, a bardziej na starcie Partii Regionów z podbierającymi im głosy komunistami, a z drugiej strony partii Tymoszenko z partią Kliczki o pozycję numer 1 w opozycji.
- Rzeczywiście lepszy wynik komunistów oznaczał ich większą podmiotowość w koalicji z Partią Regionów. A nie bardzo mają szansę na inny wybór koalicjanta, gdyż to zależałoby od Kliczki.
- Kliczko mógłby poprzeć partię prezydenta Janukowycza?
- Myślę, że gdy Kliczko poczuje siłę polityczną, to będzie musiał od nowa przemyśleć swoją strategię i pozycję. I pojawią się pytania... Na pewno jego postawa będzie bardzo proeuropejska. To się nie zmieni. Niestety opinia międzynarodowa jest już znużona sprawą Julii Tymoszenko. I w niszę po niej może łatwo wejść Kliczko, proponując Zachodowi coś nowego.
- Pojawienie się "tego trzeciego" i ustabilizowanie Partii Regionów u władzy to prawdziwy koniec prozachodniej pomarańczowej rewolucji?
- Niby kończyło ją już odejście ze stanowisk ludzi takich jak Juszczenko i Tymoszenko albo osadzenie jej w więzieniu. Uważam jednak, że ta rewolucja była rewolucją niedokończoną. Ludzie, którzy wyszli wówczas na ulicę, chcieli przede wszystkim prawa o decydowaniu o własnej przyszłości.
- Może mają się czego obawiać? Opozycja podkreślała, że zamiast o zwycięstwie myśli o zablokowaniu zmian w konstytucji.
- Moim zdaniem niesłusznie. System na Ukrainie jest już w tak dużym stopniu prezydencki, że trudno sobie wyobrazić, co można jeszcze zabrać parlamentowi i rządowi.
- Szansa na prozachodni kurs przepadła na długo? I czy to wina samych Ukraińców, jak twierdzą niektórzy? A może raczej demonstracyjnej niechęci Zachodu do dawania nadziei na rozszerzenie?
- Sami Ukraińcy zawinili najmniej. Im po odsunięciu starych sił od władzy ta europejską szansą się należała. I znamienne były słowa Guentera Verheugena. Przyznał, że jako komisarz UE miał bardzo jednoznaczne dyrektywy od Rady Europejskiej, żeby niczego Ukraińcom nie proponować. A tyle razy słyszeliśmy, że to sami Ukraińcy zawalili sprawę! Choć oczywiście politycy w Kijowie poprzez niezdolność do reformowania państwa, porewolucyjną kłótliwość też mają swoje na sumieniu.
- Spodziewa się pan jeszcze jakichś kroków UE wobec Ukrainy?
- Nie wiem, ale powinna. Na pewno coś w sprawach wizowych, bo granica polsko-ukraińska nie może być nową żelazną kurtyną! Dziś w elitach ukraińskich jest takie poczucie rozczarowania, że Unia Europejska nie reagowała jak należy, nie pomagała. Ci sami zachodni politycy, którzy w ostatnich miesiącach tak mocno wspierali uwięzioną Julię Tymoszenko, mogli jednak dać mocniejsze wsparcie europejskim aspiracjom Ukrainy. To, co jest dziś złe w ukraińskiej polityce, obciąża także ich sumienia.
- Co z nadużyciami? Znajomi Ukraińcy twierdzą, że jak dojdzie do fałszerstw, to Unia i tak przecież nie zareaguje i uzna status quo.
- Na to trzeba patrzeć jak na utrzymanie pewnej tendencji. W kontekście innych krajów postsowieckich na Ukrainie te standardy są dobre i powinniśmy dbać o to, żeby nie było gorzej. Oczywiście dostęp opozycji do mediów jest niewystarczający, ale jednak dziś trudniej fałszować wybory niż kiedyś.
Paweł Kowal
Europoseł PJN, były wiceszef MSZ