"Super Express": - Kolejne zbrojne grupy zajmują na Krymie budynki rządowe i lotniska. Rosja twierdzi, że nie ma z nimi nic wspólnego. To tzw. samoobrona miejscowych Rosjan. Wierzy pan, że Kreml za tym nie stoi?
Paweł Zalewski: - Jest oczywiste, że te grupy są inspirowane, jeśli wręcz nie kierowane i organizowane przez Rosję. A więc to Moskwa ponosi odpowiedzialność za ich działanie na ukraińskim Krymie.
- Po co tymi bojówkarzami podgrzewa atmosferę na Krymie? Jaki ma w tym cel? Wydaje się, że raczej nie po to, żeby zbrojnie wkroczyć na półwysep.
- Interwencja zbrojna na Krymie jest niepotrzebna. To terytorium w dużej mierze zamieszkane przez ludność rosyjską, którą można grać antyukraińsko. Z drugiej strony militarnie Rosjanie są już obecni na półwyspie od dawna. Natomiast Kreml gra w tę samą grę, co wcześniej w Gruzji czy Mołdawii - stara się stworzyć silny nacisk na rząd w Kijowie, aby ten uznał roszczenia rosyjskie.
Zobacz: WYDARZENIA NA KRYMIE: Co się dzieje na Krymie? Będzie III wojna światowa?!
- Nie wydaje się panu, że to może być też próba powstrzymania zachodniej pomocy finansowej, która nie popłynie do rozpadającej się ukraińskiej gospodarki, jeżeli w kraju nadal będzie panował chaos? Skoro Zachód nie pomoże, pomoże Rosja, ale jedynie w zamian za polityczne ustępstwa.
- Rosja na pewno na to liczy. Niemniej i Amerykanie, i Europejczycy wiedzą doskonale, że brak pomocy właśnie może doprowadzić do dalszej destabilizacji na Ukrainie. Dziś warunkiem stabilizacji jest więc udzielenie wsparcia Kijowowi niezależnie od tego, co się będzie działo na Krymie. Oczywiście, może on stać się drugą Abchazją, ale będzie to dla niego niekorzystne, bo będzie wyłączony z pomocy finansowej Zachodu dla Ukrainy.
- Myśli pan, że Krym to dopiero przygrywka do większej aktywności Moskwy na Ukrainie?
- To głos rozpaczy po tym, jak wszystkie inne środki uzyskania wpływu na ten rząd zawiodły. Nie udało się choćby ludności na wschodniej Ukrainie zmobilizować do walki z nowym rządem. Choć to wyraz słabości, realizowany teraz scenariusz jest niebezpieczny zarówno dla Rosji, jak i wspólnoty międzynarodowej.
- Co Rosja może na tym stracić?
- Siłą rzeczy ten scenariusz konsoliduje Ukraińców od Lwowa po Ługańsk przeciwko Rosji. Buduje to bardzo silną tożsamość antyrosyjską, której, szczególnie na wschodnie Ukrainie, dotąd nie obserwowaliśmy.
- Rozumiem, że dla Zachodu ten scenariusz jest niebezpieczny, ponieważ stwarza strefę destabilizacji u jego wrót.
- To też, ale stwarza szerszy, globalny wręcz problem. Pamiętajmy, że społeczność międzynarodowa podpisała w 1994 roku z Ukrainą układ, który w zamian za zrzeczenie się broni jądrowej, rozmieszczonej na jej terytorium jeszcze w czasach ZSRR, miał gwarantować integralność Ukrainy. Jeśli dziś strony tego układu - m.in. USA i Rosja - nie zagwarantują jego przestrzegania, będzie to sygnał dla innych państw aspirujących do posiadania broni nuklearnej, że żadne międzynarodowe gwarancje w zamian za rozbrojenie nie są ważne.
Paweł Zalewski
Eurodeputowany Platformy Obywatelskiej