"Super Express": - Czy rządowa obietnica zakupu laptopów dla uczniów podstawówek zostanie zrealizowana.
Paweł Wroński: - Politycy też mają prawo do marzeń. Pamiętam jednak, gdy w 2008 roku rząd wystąpił z planem zakupu laptopów dla gimnazjalistów. Nic z tego nie wyszło. Donald Tusk pytany wówczas o akcję "laptop dla każdego ucznia" stwierdził, że była ona precyzyjnie obliczona i możliwa do wykonania, zanim nie doszło do bankructwa banku Lehman Brothers. A to - jak wiemy - zapoczątkowało globalny kryzys finansowy. Miejmy z premierem nadzieję, że tym razem żaden bank nie upadnie.
- Laptopów też raczej nie będzie.
- Nie wiem. Wbrew pozorom rządowi udało się na tym polu przeprowadzić parę reform: nauczyciele dostali podwyżki, sześciolatki idą do szkół, zmieniły się programy nauczania, zbudowano też orliki, które służą przede wszystkim dzieciom. Oczywiście każdy sam oceni, czy to nie za mało i czy te zmiany są korzystne.
- Mamy tu do czynienia z pierwszą poważną obietnicą wyborczą?
- W okresie przedwyborczym wszystkie obietnice polityków mają charakter przedwyborczy. A w wyborach chodzi o to, by zostali wybrani. Proste.
- Czy to obietnica populistyczna, jak np. ta Lecha Wałęsy - podarowania każdemu Polakowi 100 milionów złotych?
- Ta przynajmniej ma promodernizacyjny charakter. Nie jest głoszona pod populistycznym hasłem "tylko my damy ludziom kasę". Podchodzę do niej sceptycznie, choć cieszyłbym się, gdyby dotrzymano słowa. Sam pomysł jest korzystny dla wiedzy i kręgosłupów uczniów obciążonych zeszytami i książkami. Same notebooki to jednak nie wszystko. Muszą być programy, elektroniczne podręczniki, sieć w każdej szkole. Inaczej tymi laptopami dzieci się będą biły po głowie albo wbijały gwoździe.
- Politykom wolno obiecywać wszystko czy obowiązują ich jakieś granice?
- Granicą jest po prostu rozsądek i dobry smak. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz bardzo wiele naobiecywała przed swoją pierwszą kadencją. Ale już w trakcie ostatniej kampanii wypowiadała się dość wstrzemięźliwie. Politycy muszą z obietnicami uważać, bo nie wszyscy mają amnezję. Niektórzy też nie zdają sobie sprawy, że nierealnymi obietnicami kompromitują się w oczach wyborców. Ale skoro nie lubimy obietnic, był przecież taki kandydat na prezydenta - pan Kononowicz, który obiecał, że "niczego nie będzie" i jakoś nikt go nie wybrał.
Paweł Wroński
Publicysta "Gazety Wyborczej"