Paweł Śpiewak: W pół roku po tragedii mamy wyrąbywanie coraz głębszego muru

2010-10-11 14:45

- Największym powodem do wstydu jest wplątanie w grę rodzin ofiar - mówi prof. Paweł Śpiewak

"Super Express": - Minęło pół roku od tragedii smoleńskiej. Obserwując reakcje na nią w pierwszych tygodniach, spodziewał się pan tych, które mamy dziś?

Prof. Paweł Śpiewak: - Nie przeszło mi to przez myśl. Nie spodziewałem się, że ta tragedia może stać się przedmiotem wojny domowej w Polsce. I szczerze mówiąc, wciąż nie umiem przyjąć tego do wiadomości. Atmosfera wzmożonej niechęci i kompromitacji, która panuje wokół tej sprawy, jest czymś strasznym. Największym powodem do wstydu jest zaś wplątanie w tę grę samych rodzin ofiar. To jakiś brak szacunku dla milczenia, modlitwy i ich żałoby. Jest to też generalny problem dla Polski. Zamiast uprawiać prawdziwą politykę w trudnym dla kraju momencie, dyskutuje się o krzyżu, obrzuca oskarżeniami o katastrofę i śledztwo.

Przeczytaj koniecznie: Macierewicz: Przed startem 10 kwietnia prezydencki tupolew miał wyciek!

- Powiedział pan kiedyś, że polscy politycy bardzo się kłócą, ale nie bardzo wiadomo o co. W pół roku po Smoleńsku kłótnia zeszła nie tylko na poziom rodzin ofiar, ale społeczeństwo. O ile politycy w jakimś stopniu kalkulują, to zwykli ludzie spierają się zazwyczaj szczerze.

- Nie jestem przekonany, czy ludzie rzeczywiście tak się kłócą. Mamy tu raczej wiele wymiarów sprawy. Jednym jest odpowiedzialność i wina za tragedię. Innym próba politycznego zawłaszczenia jej i ustawienie się przez PiS w roli ofiary, a w roli odpowiedzialnego Platformy. Odrębną sprawą jest kwestia Kościoła, który znów stał się istotnym elementem sporu publicznego. To co porusza Palikot, czyli sprawa potęgi i obecności Kościoła, jest realne.

- Zmiana miejsca Kościoła w życiu publicznym i jakiś nowy nurt będzie niespodziewaną konsekwencją tej tragedii?

- Może nie nowy nurt, bo Polacy zawsze byli antyklerykalni pomimo obecności na mszy. Język antyklerykalny i spontaniczna krytyka Kościoła stały się jednak pierwszy raz uznanym elementem debaty publicznej. Uzyskały prawo obecności. SLD robił to rytualnie, nieprzekonująco. Raz krytykował Kościół, by za chwilę przed nim klęknąć. Oczywiście jest to ograniczone. Nie wierzę bowiem w jakieś masowe poparcie społeczne. Stało się jednak równouprawnione i może zacząć wyznaczać linie podziałów politycznych. Tym razem nie chodzi tylko o neutralność państwa, ale znacznie o coś więcej.

- Tuż po tragedii uważał pan, że ma ona wymiar rewolucji politycznej...

- Miałem na myśli wstrząs dla narodu, który stracił prezydenta i swoją elitę. Było to też rewolucyjne w tym sensie, że unaoczniło słabości źle zarządzanego państwa. To nie tylko kwestia pilotów czy lotniska, ale służb odpowiedzialnych za wizytę. Miałem wrażenie, że taki wstrząs pojedna ludzi. Stało się odwrotnie. Mamy "rewolucję" rozpadu, wojny.

Patrz też: Pół roku po tragedii smoleńskiej znów awantury przed Pałacem Prezydenckim

- Czy te podziały zaważą na życiu społecznym na dłużej? Lata, dekady?

- W pół roku po tragedii mamy wyrąbywanie coraz głębszego muru. Była szefowa dyplomacji pani Fotyga pomawia premiera o zdradę, kolaborację z Rosjanami. Z punktu widzenia psychologicznego ta skaza jest już chyba nieuleczalna. Dwa środowiska: PO i PiS nie są już siłami politycznymi, ale wrogimi hufcami, które stoją naprzeciwko siebie jak pod Grunwaldem. To, że konflikt jest świadomie rozgrywany z obu stron, jest tym bardziej straszne. Miałem poczucie, że o wiele łagodniej można było załatwić choćby sprawę krzyża. Większą winą za eskalację tej sytuacji należy obciążyć PiS, ale nie mam poczucia, że Platforma jest niewinna.

- Czy informacje potwierdzające problemy ze śledztwem i współpracą ze stroną rosyjską nie wzmocnią tego muru? Premier i prokurator generalny przyznają, że były błędy i bagatelizowanie strony polskiej. Powszechny odbiór może być taki, że PiS miał rację, a rząd się mylił, okazał się naiwny.

- To można było wykorzystać, grając na dwóch fortepianach. Politycy mają przeciwstawne poglądy, ale nie muszą ze sobą walczyć. Z jednej strony rząd musi zachowywać takt wobec Rosjan. Nie może stwarzać wrażenia drastycznego zagrożenia. Z drugiej strony opozycja może żądać więcej i więcej. Jarosław Kaczyński i PiS bez wątpienia mają prawo domagać się energicznego śledztwa i szybkiego wyjaśnienia tragedii. Nie można jednak mieć wrażenia, że strona prowadząca śledztwo mataczy, ma złą wolę. Ten konflikt wyostrzany jest w kierunku języka zdrady politycznej.

Prof. Paweł Śpiewak

Socjolog i histiryj idei, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego

Zobacz: Rosjanie pokażą raport na temat Smoleńska: Jest oficjalna data - 18 października