Paweł Poncyljusz: Posłowie skubią z każdej kupki

W jaki sposób parlamentarzyści naciągają Polaków na pieniądze?

"Super Express": - Były minister transportu Sławomir Nowak, który pracuje teraz w sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych przyszedł na posiedzenie Komisji, podpisał listę obecności, po czym wyszedł i nie uczestniczył w jej pracach. Jak ocenia pan takie zachowanie?

Paweł Poncyljusz: - Przyłapaliście Sławomira Nowaka na czymś nagannym i godnym potępienia. Mam nadzieję, że poseł Nowak jakoś zadośćuczyni tej kwestii i uderzy się w pierś, bo próba obrony jest z góry skazana na klęskę. Ale to też pokazuje, co dziś poseł może w Sejmie. Dziś pozycja Sejmu w decydowaniu o polityce w Polsce jest mniejsza niż niejednej gazety czy grupy społecznej, która manifestuje i np. okupuje Sejm.

- Są różne sytuacje życiowe i czasem trzeba po prostu wyjść...

- Możliwe, że jest jakiś inny argument, ale w kategoriach regulaminowych on na tej komisji powinien być.

- Podobno w przypadku ministra Nowaka taka sytuacja powtarza się dość często.

- Teraz jest szczególny dyskomfort dla posłów, bo na każdej sali obrad są kamery i online można obserwować to, co się tam dzieje. Poseł jest więc pod szczególnym nadzorem, nie tylko kolegów, przewodniczącego czy innych pracowników kancelarii, ale tak naprawdę każdego wyborcy. To może być przestroga dla posłów, żeby tak swobodnie sobie nie wchodzili i nie wychodzili.

- Wyobraża pan sobie sytuację, że pracownik przychodzi do pracy w firmie, podbija kartę, od razu wraca do domu, a potem bierze za ten dzień pieniądze, jakby był w pracy?

- Nie wyobrażam sobie. Generalnie taki pracownik zostałby rozliczony inaczej. Ten dzień byłby dniem absencji. Ale posłowie mają coraz mniejszy wpływ na cokolwiek. Poseł bardziej musi dbać, żeby istnieć w mediach, niż zażarcie dyskutować na komisjach, bo to i tak nie ma znaczenia. Koalicja ma większość, posłowie podnoszą ręce i przechodzi wszystko, czego sobie życzy minister, który przyniósł ustawę. A jeśli pracownik, który obsługuje jakąś ważną maszynę, nie przyjdzie do pracy, to cały cykl technologiczny się sypnie. W przypadku gdy takie sytuacje się powtarzają, takiego pracownika się żegna.

- A w przypadku posła?

- Jego mogą wyrzucić tylko wyborcy, o ile nie będzie na pierwszym miejscu listy wyborczej. Pytanie też, czy partia oczekuje od posła odsiedzenia tych godzin w Sejmie, czy raczej, żeby mieć kolejnego gladiatora, który stoczy walkę z konkurentem w oku kamery.

- Podpis posła jest wart w tym przypadku ok. 400 zł.

- Istnieje też formuła złożenia usprawiedliwienia. Nawet bez tego podpisu nie jest powiedziane, że te 400 zł zostałoby potrącone z jego uposażenia.

- Często słyszymy o innych sposobach wyciągania przez posłów większych pieniędzy z parlamentu. Choćby o przemeldowywaniu się poza Warszawę, żeby dostać dodatkowe środki na zakwaterowanie w stolicy.

- Tak, mieszkanie wynajmowane na mieście to gratka dla każdego posła.

- Mówi się też o zawyżanych "kilometrówkach", kosztach pracy biura poselskiego. Te pieniądze zwyczajnie się posłom nie należą.

- Posłowie próbują sobie "dorabiać" do pensji, która właściwie nie zmieniła się od wielu lat. Dlatego skubią z każdej kupki, z której się da. Pilnują, żeby nie utracić jakiejś części za nieobecności, podszczypują pieniądze na prowadzenie biura. Wszystkie fikcyjne ruchy, które powodują, że budżet musi więcej łożyć na posłów, są naganne, lecz wyeliminowanie tego procederu wymaga decyzji systemowych.

Paweł PoncylJusz

Były poseł na Sejm RP