"Super Express": - Politycy z Senackiej Komisji Ustawodawczej wzięli na warsztat prawo prasowe. To, co proponują, jest naprawą powszechnie krytykowanego ustawodawstwa?
Paweł Lisicki: - Pomysł, aby osoby, o których się na łamach prasy pisze, dostały prawo do polemiki, kiedy poczują się tekstem urażone, i to do tego w formie dwa razy dłuższej niż zakwestionowany fragment, wydaje mi się najbardziej absurdalnym z możliwych pomysłów. Tym bardziej że taką polemikę trzeba wydrukować, bo inaczej grożą sankcje prawne.
- Senatorowie trochę się zapędzili?
- Można sobie wyobrazić jeszcze bardziej absurdalne pomysły, choćby obowiązek publikacji polemik czytelników. A przecież od pomysłów senatorów do tego już tylko krok. Wydaje mi się, że ten projekt to wyraz kompletnego niezrozumienia tego, na czym polega działalność prasy.
- Tym bardziej że projekt daje możliwość dyskutowania z opiniami i ocenami. To może oznaczać paraliż mediów?
- W pewnym sensie tak. Przecież idąc tropem pomysłodawców, należałoby zlikwidować nie tylko dziennikarstwo polityczne, ale także wszelką formę krytyki literackiej czy filmowej. Zakładam bowiem, że skoro większość tych tekstów nie jest entuzjastyczna, a twórcy z reguły uważają, że są lepsi, niż się o nich pisze, to działy kulturalne gazet powinny albo rozrosnąć się do niebotycznych rozmiarów, żeby wszelkie polemiki pomieścić, albo zwyczajnie pisać jedynie o autorach zagranicznych.
- Może ignorancja kierowała autorami projektu zmian w prawie prasowym?
- To chyba jednak frustracja dużej części polityków i osób publicznych, którzy nie chcą, żeby im patrzono na ręce. Myślę więc, że to jakaś forma zemsty na dziennikarzach i mediach za to, że te śmią krytykować i przedstawiać różnego rodzaju śmiesznostki z życia i twórczości, szczególnie klasy politycznej. Z drugiej strony, są przecież politycy, którzy nic nie robią, tylko włóczą się po mediach i prostują informacje na swój temat.
- Właśnie, przecież nie jest tak, że politycy nie mają możliwości obrony przed krytyką mediów. Jest choćby Internet czy inne media.
- Dlatego uważam, że ci, którzy projekt przygotowali, są podwójnie sfrustrowani. Raz, ponieważ są częścią klasy politycznej, a dwa, że jest to ta część klasy politycznej, która sobie kompletnie z mediami nie radzi. A przecież możliwości, jakie dają nowe media i rynek medialny w Polsce nikogo nie powstrzyma przed dyskutowaniem z publikacjami medialnymi.
Paweł Lisicki
Redaktor naczelny "Uważam Rze"