"Super Express": - Po dwóch latach od katastrofy smoleńskiej politycy PiS już nie boją się słowa "zamach". Skąd ta zmiana retoryki?
Paweł Lisicki: - Rzeczywiście, była to jedyna nowa rzecz, która padła w czasie rocznicowych obchodów. Wydaje mi się, że wynika ona z tego, iż zdaniem parlamentarzystów PiS materiały zebrane przez grupę Antoniego Macierewicza upoważniają ich do stawiania takich tez.
- Upoważniają?
- Mam poważne wątpliwości, czy ustalenia Macierewicza to jakiś skok jakościowy w ustalaniu przyczyn katastrofy. Dobrze, że stara się dotrzeć do prawdy, stawiając różne hipotezy, także tę o zamachu, ale nadal są to tylko hipotezy. Nie przedstawiono bowiem żadnych dowodów.
- To konsekwentne budowanie przez PiS alternatywnej rzeczywistości smoleńskiej?
- Myślę, że tak. Teraz co prawda mamy do czynienia z pewnym nasileniem głoszenia tezy zamachowej, ale pojawiała się ona już co najmniej od sierpnia 2010 r.
- Ale pojawiała się głównie wśród radykalnej prawicy...
- Widać, że to radykalne skrzydło stało się dziś centrum. Inna sprawa, że mamy całą masę nieudolności i błędów strony rządowej, które tylko napędzają spekulacje. Czemu np. nie dopuszczono do badania zwłok jednej z ofiar znanego patologa prof. Badena? Jeśli zamachu nie było, to kto inny, jeśli nie on, miałby przekonać do tego nieprzekonanych?
- Radykalizacja języka PiS to nie odpowiedź na radykalizację jego elektoratu?
- Ten elektorat czuje się przez władzę niezwykle lekceważony i często są to prawdziwe odczucia, a nie ich imaginacja. Oczywiście, nastąpiła radykalizacja nastrojów pewnej jego części, ale uważam, że hasła PiS są odpowiedzią na to pogłębiające się izolowanie jego elektoratu.
- Umówmy się jednak, że głoszenie tez o zamachu jest bardziej chwytliwe niż mówienie, że był to zwykły wypadek.
- Od dwóch lat ostrzegałem, że stawianie tez o zamachu będzie instrumentalnie wykorzystywane do gry politycznej, i w ostatnim okresie ta instrumentalizacja stała się bardziej widoczna.
Paweł Lisicki
Redaktor naczelny "Uważam Rze"