W takich sytuacjach zawsze chodzi o jedno i to samo - jest to walka o władzę. Działacze PSL, obserwując spadające sondaże i widząc, że ich pozycja w rządzie systematycznie słabnie, zaczynają szukać jakiegoś rozwiązania. Wydaje się im, że Waldemar Pawlak do tego stopnia został zhołdowany przez Donalda Tuska i PO, że - aby przetrwać następne wybory i w ogóle istnieć, czyli być wiarygodnymi dla swoich wyborców - potrzebują kogoś nowego. Zatem zastąpienie Pawlaka Piechocińskim ma podkreślić inność, niezależność i suwerenną pozycję na rynku politycznym. PO, widząc, co się dzieje, może dać PSL jakieś ministerstwo czy parę urzędów albo pozwoli mocniej zaakcentować walkę o politykę rolną w UE. Cóż, można sobie wyobrazić ileś symbolicznych gestów, które sprawią, że do działaczy i wyborców PSL dotrze przekaz: Piechociński lepiej się troszczy o nasze interesy. Ale jeżeli sytuacja wymknie się spod kontroli, to może dojść do czasowego zerwania koalicji. PO wówczas powie: skoro domagacie się coraz większej liczby stanowisk, to my wam pokażemy, że poradzimy sobie bez was i porozumiemy się z SLD albo Ruchem Palikota.
Paweł Lisicki
Redaktor naczelny "Uważam Rze"