Paweł Lickiewicz

i

Autor: Marcin Smulczyński

Paweł Lickiewicz: Campo di Fiori?

2012-09-07 4:00

Czesław Miłosz opisał karuzelę stojącą po aryjskiej stronie przed murem płonącego warszawskiego getta. Według noblisty grupki Polaków wirowały na niej radośnie, gdy obok rozgrywał się kolejny akt ostatecznej rozprawy z półmilionową społecznością ich sąsiadów. Czy to urządzenie uciech rzeczywiście istniało, czy to tylko upiornie dosadna imaginacja obojętności ludzkiej (niektórych spośród niektórych), będąca w istocie ohydnym pomówieniem, gdy emanacją prawdy historycznej jest szum 6200 polskich drzewek w Yad Vashem - o to toczy się spór. To obrót pierwszy.


Obrót drugi. W małym mieście we Włoszech podczas niemieckiej okupacji dokonano ulicznej egzekucji na kilkunastu osobach. Półtora pokolenia później na miejscu kaźni powstał budynek mieszkalny. Całkowita klapa inwestycji - nie znaleźli się chętni do zakupu lokali, bo albo to niemoralne, albo życie w miejscu, gdzie się tyle krwi przelało, przynosi pecha. Taka delikatność Włochów.

Trzeci obrót tych rozważań dokonał się w Skandynawii przed obliczem całego świata z niedowierzaniem łypiącego oczami kamer. Zapłakał północny król, a wraz z nim cały naród - degenerat moralny zamordował 77 osób. Zmiękli.

Czwarty obrót - czyli nawrót nad pogorzelisko - znów przenosi nas do stolicy Polski. Kraju tak okrutnie doświadczonego, a zarazem tak złaknionego sukcesów, że dającego wiarę nietzscheańskiej obietnicy: co nas nie zabije, to nas wzmocni. Proszę nie prześlizgiwać się wzrokiem po liczbach, tylko przeczytać je dokładnie i najlepiej na głos, bo to klucz do zagadki: około 7000, ponad 300, 108, około 430, około 200, 510, 15, 9, 12000, ponad 100, 102, około 600, 43, około 1400, 120, około 3200, około 4000, 50, około 350, 2500, 100, znów ponad 100, 10, 23… Policzmy: około lub ponad 33270.

Każdy, kto płaci rachunki, wie, że ludzie od księgowości każą pedantycznie wpisywać każdy grosz. Żadne "około" czy "ponad" nie przejdzie. Jednak co z groszem nie przejdzie, przejdzie ze śmiercią. Podane wyżej liczby spisałem z 24 tablic pamiątkowych zaprojektowanych po wojnie przez Karola Tchorka. Informują o tym, ilu Polaków w danym miejscu zostało rozstrzelanych. Zaprojektował ich 400.

77 ofiar - jak w Norwegii - to za dużo, aby nad tym, co się stało, przejść do porządku dziennego. Tysiąc razy tyle, to za dużo, aby rozpaczać. Ludożerca Stalin ujął ten paradoks jasno: śmierć jednego człowieka jest tragedią, śmierć milionów to statystyka.

Irytujące jest przekonanie, że narodowe klęski są w rzeczywistości pozytywną wartością, swego rodzaju złożem krwi, z której korzeń przyszłych pokoleń będzie czerpać pamięć. Nie, liczba męczenników nie umacnia pamięci. Wręcz odwrotnie - rodzi zobojętnienie. Ten, kto jest tak sponiewierany przez życie, że nie jest już w stanie płakać, ten, kto wzrusza ramionami w obliczu drobnych przyjemności - ten trwa, ale nie żyje. Nie jest twardszy, jest słabszy. Nazywajmy rzeczy po imieniu - brutalnie. Szanujmy siebie prawdziwie - delikatnie.