"Super Express": - Pan jest rock'n'rollowcem, publicystą, politykiem?
Paweł Kukiz: - Chcę się zająć tylko rock'n'rollem, ale najpierw trzeba wypracować takie realia, żebym mógł to zrobić.
- Chce pan zmienić polską konstytucję i zapisać w niej jednomandatowe okręgi wyborcze, choć nikt panu na to nie pozwoli. A już na pewno nie partie polityczne, które dziś rządzą Polską. JOW-y to pana idée fixe?
- JOW-y są niezbędnym warunkiem do tego, aby ludzie żyli w dobrze zorganizowanym, bogatym i bezpiecznym państwie.
- Jak by pan Polaków przekonał, że JOW-y to gwarantują?
- Dziś podstawowym problemem jest podział Polski na kilka zwaśnionych grup. Dokonały tego partie polityczne i ordynacja wyborcza. Obecnie nie wybieramy posłów. Wybieramy tylko wodza partii. Głosujemy tylko na listę partyjną, którą układa lider.
- I robią to wszyscy - Tusk, Kaczyński, Miller
- I tak robiło PZPR. Różnica między tamtym a tym systemem jest taka, że tych PZPR-ów jest pięć. Cała demokracja polega na tym, że możesz sobie wybrać jeden z nich. Partia, która wygrywa, dostaje dokładnie takie same narzędzia jak PZPR, czyli po prostu zawłaszcza państwo. Jeśli Tusk mówi, że będzie wpływał na sądy czy prokuraturę, to znaczy, że ma możliwości zawłaszczania państwa. W normalnych demokracjach jest monteskiuszowski podział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Poprzez JOW-y chcę przywrócić obywatelom kontrolę nad władzą ustawodawczą i, przede wszystkim, sądowniczą. Sądy są do natychmiastowej reformy. To są mafie, które służą partyjnym klanom.
- A kto jest z panem? Kiedyś była PO, a w zasadzie pan z nią był. Dziś mówi pan, że gardzi tą partią, a rozwinięcie skrótu PO to Partia Oszustów. Co się stało? Skąd ta metamorfoza?
- Podstawowy powód, dla którego poparłem tę partię, to ich wsparcie dla idei JOW-ów.
- I kto pana w tej partii oszukał?
- Trudno powiedzieć personalnie kto. To jedna całość. W partii liczy się wódz.
- Ale czy ktoś jest z panem? Bo PiS też nie jest.
- Wielu sąsiadów jest ze mną. Być może po chwilowym rozwodzie dojdzie do wznowienia współpracy z Solidarnością.
- Mówi się, że o tym, co można zrobić, decyduje liczba szabelek. Co więc pan może zrobić?
- Nie mogą powiedzieć o wszystkim, co mogę zrobić.
- Wybory za dwa lata...
- Nie wiadomo, mogą być na wiosnę. A tak szczerze mówiąc, jest mi wszystko jedno, kto te JOW-y wprowadzi. Zgadzam się jednak z panem, że oni tego nie zrobią, bo trzeba wyżywić już prawie 600 tys. urzędników. Za komuny było ich 140 tys. i mówiliśmy, że to jest państwo urzędnicze. Dlaczego dziś jest ich tak dużo? Bo to żelazny elektorat partii. Kiedy Tusk zatrudnił pierwsze 40 tys. urzędników, zapytałem jednego z prominentnych działaczy PO, czemu to robi, skoro miał tę klasę próżniaczą likwidować.
- I co powiedział?
- Żebym pomnożył te 40 tys. razy osiem. Otóż ten człowiek, którego żywią, i jego cała rodzina to elektorat. Te 600 tys. urzędników kurczowo trzyma się stanowisk i broni PO, bo ich konkurenci z PiS już czekają na zamianę.
- A ten człowiek, który zostanie wybrany dzięki JOW-om, nie będzie chciał wyżywić swojej żony i szwagra?
- Zawsze będzie taka pokusa. Przy JOW-ach inny jest kształt elektoratu, który może poprosić swojego burmistrza, któremu ufa, żeby poszedł do parlamentu i tam bronił ich interesów. Dziś to partie mają monopol na wystawianie swoich kandydatów.
- Partie mają swoje media?
- Oczywiście.
- SLD jakie ma?
- Tak jak PO po części ma TVN, po części "Gazetę Wyborczą".
- TVN i "Gazety Wyborczej" strasznie pan nie lubi. Dziennikarzy "GW" nazywa pan funkcjonariuszami...
- Dziennikarze tego czasopisma nazwali mnie "sprzymierzeńcem spadkobierców polskich faszystów". Wysnuli też teorię, że do występu w rock operze "Krzyżacy" przekonał mnie podobno znak krzyża na krzyżackim płaszczu.
- A z szefem Solidarności Piotrem Dudą o co się pan pokłócił? Byliście kolegami.
- Koledzy? Nie do końca. Darzyliśmy się dużym szacunkiem.
- I już się nie darzycie?
- Piotra nadal bardzo szanuję, w przeciwieństwie do co poniektórych baronów Solidarności, których uważam za zdrajców i koniunkturalistów.
- Jakieś nazwiska padną czy nie chce pan procesów?
- Odcinając się od poprzednich określeń, mogę panu powiedzieć, że ogromną krzywdę narodowi wyrządził Kropiwnicki - szef regionu Mazowsze, który nie poparł referendum organizowanego przez Guziała. Jeśli chodzi o Solidarność, ona trochę balansuje.
- Trochę by chciała z PiS, a trochę nie?
- Nie do końca, choć część baronów Solidarności marzy tylko o tym, żeby zastąpić Śniadka w noszeniu parasola Kaczyńskiemu. Wracając do pana Kropiwnickiego: nie chciał on zbyt dużych związków z Guziałem, ponieważ twierdził, że jest on związany z "palikociarnią" i był w SLD. W takim razie, czy pan przewodniczący nie widzi dysonansu pomiędzy szefowaniem niezależnemu, samorządnemu związkowi zawodowemu przy jednoczesnym byciu warszawskim radnym z ramienia PiS? Jeżeli Solidarność stanie się prawdziwie niezależna i porozumie się z pracodawcami, wtedy - jestem przekonany - uda się zmienić konstytucję, ordynację wyborczą i naprawić Polskę. Bo chodzi o to, żeby ani Adam Hofman nie mógł trzymać swojej żony w KGHM - mimo że ona przez dwa lata nie pojawiała się w pracy - ani żeby jakiś zegarmistrz z PO nie wykorzystywał spółki Skarbu Państwa do czerpania dla siebie kasy.
- Cytat z pana felietonu: "Co do tego, że w Kościele szatan hula sobie w najlepsze, wątpliwości nie mam"...
- Właśnie tak uważam. I dlatego na papieskim tronie mamy teraz Franciszka, który ma szatana przepędzić i przywrócić Kościół ludziom, jednocześnie odbierając go hierarchom. Widzę tu analogie z moim działaniem proobywatelskim.
- Porównuje się pan do Franciszka?
- Chcę odebrać państwo kacykom i oddać je narodowi. Nie porównuję się do Franciszka, ale św. Franciszek zawsze był moim idolem. To jest Kościół, który kocham - Kościół obywatelski.
- A polski Kościół w jakiej jest kondycji?
- Polski narodowy czy polski katolicki?
- Polski katolicki.
- Uważam, że w kiepskiej i moim zdaniem, winę za to w dużej mierze ponoszą hierarchowie. To się zaczęło już za czasów śp. prymasa Glempa. Kościół stał się instytucją o mentalności kiepskiego proboszcza.