"Super Express": - Wybrano pana na przewodniczącego PJN. Dotychczasowa szefowa i założycielka partii Joanna Kluzik-Rostkowska nie kandydowała, choć za kilka miesięcy wybory. To odpowiedzialne zachowanie?
Paweł Kowal: - Na Zachodzie liderzy partyjni raz się wycofują, a potem znów wracają do władz. Nie wiem, dlaczego u nas się przyjęło, że można być albo liderem, albo się odchodzi.
- Chodzą słuchy, że była przewodnicząca nie tylko nie wróci do władz PJN, lecz przejdzie do PO lub Pałacu Prezydenckiego.
- Jej nazwisko widnieje na deklaracji PJN, którą podpisali wszyscy nasi członkowie. Po wielu rozmowach z nią wiem, że traktuje to zobowiązanie bardzo poważnie. Jej celem było zbudowanie nowej partii, a nie odskocznia do osobistej kariery.
- Co się zmieni w PJN pod przywództwem Pawła Kowala?
- Zainteresowanie naszą partią pochodzi w dwóch trzecich ze środowisk sympatyzujących z Platformą, a w jednej trzeciej z PiS. To się nie zmieni. Wciąż jesteśmy partią wolnościowo-konserwatywną. Różnica dotyczy taktyki na najbliższe miesiące.
- Co we wcześniejszej taktyce było "nie tak"?
- Zbyt dużo mówiliśmy o Kaczyńskim i Tusku, a za mało o sobie i naszym programie. Chcemy przyciągnąć ludzi, którzy szukają spokojnego stylu uprawiania polityki i nowych idei.
- I stąd pana kandydatura - człowieka spokojnego i intelektualisty. Na lidera częściej typowano w mediach Marka Migalskiego. Ze względu na charyzmę, dynamikę, agresję...
- Mamy ludzi o różnych zdolnościach. Marek Migalski jest fighterem politycznym, Paweł Poncyljusz ma talent do organizowania struktur, Elżbieta Jakubiak to zaplecze merytoryczne, a ja postaram się te wszystkie cechy ze sobą spiąć w sprawnie funkcjonującą całość.
- Nie zepnie pan jednak talentów "wielkich nieobecnych" na sobotnim kongresie, jak Adam Bielan i Michał Kamiński. PJN to dla nich za niskie progi?
- Wczoraj nic nowego nie zaszło. Adam Bielan odszedł od nas kilka tygodni temu i niejako zadeklarował powrót do PiS. Michał Kamiński nigdy nie zapisał się do PJN, choć bardzo bym chciał, by z nami działał.
- Zadzwonił do pana lub napisał SMS-a z gratulacjami?
- Miałem wyłączony telefon, musiałem ochłonąć. Zajął postawę wyczekującą, ale nie krytyczną. Umówiłem się już wcześniej z Michałem na obiad.
- Jaki los spotka Jana Libickiego, który sceptycznie się odniósł do zmiany warty i stwierdził, że odejdzie wraz z Joanną?
- Na łamach "Super Expressu" powtarzam do niego prośbę o cierpliwość. Szybko przekona się, że nasz program się nie zmienia. Nie zgodziłbym się na kandydowanie, gdybym nie został o to poproszony przez większość członków klubu. Joanna i Filip są z nami, ich wątpliwości to wyzwanie dla mnie. Nie jest lekko. Ale może i lepiej, że nie jesteśmy jak najedzone koty, zadowolone z tego, że je wszyscy głaszczą i mówią, jakie są miłe.
Paweł Kowal
Przewodniczący PJN