Paweł Graś: Pewne rzeczy w PO mnie uwierają

2011-01-22 16:14

Wypowiedź Grzegorza Schetyny była błędna i krzywdząca - mówi w rozmowie tygodnia "SE" Paweł Graś. - Premier zareagował tak szybko, jak to było możliwe. Natomiast szczegóły dotyczące polskich uwag do raportu MAK zaprezentował szef komisji badającej katastrofę smoleńską minister Jerzy Miller. Polska reakcja na raport MAK miała postać rzetelnej prezentacji. Jej profesjonalne przygotowanie wymagało czasu.

"Super Express": - Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna powiedział, że zabrakło szybszej reakcji premiera Donalda Tuska na raport MAK. Z pewnością za granicą byłoby to odnotowane tego samego dnia.

Paweł Graś: - Premier zareagował tak szybko, jak to było możliwe. Natomiast szczegóły dotyczące polskich uwag do raportu MAK zaprezentował szef komisji badającej katastrofę smoleńską minister Jerzy Miller. Polska reakcja na raport MAK miała postać rzetelnej prezentacji. Jej profesjonalne przygotowanie wymagało czasu.

Przeczytaj koniecznie: Kopacz: Marszałek Schetyna to taki twardziel, uciekł pod skrzydełka Kaczyńskiego

- To już otwarty konflikt między dwoma głównymi partyjnymi liderami: premierem Tuskiem i marszałkiem Schetyną. Czy Platforma się dzieli?

- Nie, nie nazywałbym tego konfliktem. Jednak wypowiedź Grzegorza Schetyny była na pewno błędna i krzywdząca. Zachowanie marszałka zostało bardzo źle odebrane w Platformie. PO to najsilniejsza i najbardziej jednolita formacja w Polsce. Jest oczywiste, że o żadnym podziale nie ma mowy.

- USA mówią, że śledztwo smoleńskie to sprawa polsko-rosyjska, a Bruksela nie chce konfliktu z Rosją. Gdzie więc szukać pomocy?

- Polska wykorzystuje wszystkie możliwości, które wynikają z międzynarodowego prawa i procedur ujętych w Konwencji Chicagowskiej i Załączniku 13. Za kilka tygodni opublikowany zostanie polski raport przygotowany przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, której przewodniczy Jerzy Miller. W raporcie ujawnione zostaną wszystkie materiały dotyczące katastrofy będące w posiadaniu strony polskiej. Postępowanie komisji Jerzego Millera i polskiej prokuratury daje pewność, że wszystko zostanie wyjaśnione.

- W tych dniach PO kończy dziesięć lat. Kiedyś byliście zupełnie inną partią albo inną udawaliście.

- W przypadku roli i miejsca Polski w Europie nie możemy sobie niczego zarzucić. Od lat konsekwentnie wzmacniamy naszą pozycję. Z kraju, który był petentem w Unii, z którego opinią się nie liczono, przeszliśmy praktycznie do ścisłej czołówki. W wielu kwestiach wręcz nadajemy ton debacie w UE. Polacy zajmują tam ważne stanowiska. Jerzy Buzek jest przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, Janusz Lewandowski komisarzem ds. budżetu w Komisji Europejskiej. Uruchomiliśmy program polityki wschodniej, pozyskaliśmy dla Polski miliony euro na inwestycje w bezpieczeństwo energetyczne. Jest olbrzymi postęp.



- Mamy też zdecydowaną zmianę. Pamięta pan hasło "Nicea albo śmierć"?

- To było hasło Jana Rokity...

- I Platformy. To był wasz kandydat na premiera...

- Tak, ale od początku budziło w partii kontrowersje. Naród w zdecydowanej większości opowiedział się za członkostwem w Unii, więc obowiązkiem rządu jest budowanie takiej pozycji kraju w Europie, która będzie dla nas najkorzystniejsza. I stąd ta zmiana.

Patrz też: Schetyna przeciw Tuskowi. Marszałek Sejmu oskarża rząd o późną reakcję na raport MAK

- Przed laty w krytyce III RP byliście równie ostrzy jak PiS. Nawet ich przebijaliście, jak np. z lustracją. Dopóki to się opłacało, Platforma była PiS-em bis, ale później lepiej się sprzedawał anty-PiS?

- Owszem, krytykowaliśmy patologie III RP. Trzeba było m.in. ograniczyć emerytury funkcjonariuszom komunistycznej bezpieki. I to zrobiliśmy. A PiS pokazało, do jak niebezpiecznych granic można dojść, gdy usiłuje się forsować swoją ideologię.

- Najgłośniej krytykuje się was za zaniechanie reform. Kiedy byliście opozycją wobec SLD i PiS, sami zarzucaliście to Millerowi i Kaczyńskiemu. Po czym przejęliście władzę i premier Tusk ogłasza: "Polska nie potrzebuje wielkich reform".

- Te reformy wciąż się dokonują. Polska przechodzi wielką zmianę cywilizacyjną i widać jej efekty. Dzięki uproszczeniu procedur buduje się dużo więcej dróg. Jesteśmy liderem w wykorzystaniu funduszy unijnych, za nami są Niemcy i Hiszpania. W Sejmie trwają prace nad reformą opieki zdrowotnej. Przyjęliśmy także reformę nauki i szkolnictwa wyższego. Gdyby zapytać wszystkich tych krytyków, co mają na myśli, narzekając na brak reform, to mieliby kłopoty z podaniem konkretów.

- Powiedzmy, że części z nich chodzi o reformę finansów publicznych. Od 20 lat słyszę, że jest ona nieodzowna.

- I reformujemy je. Polski rząd, jako jeden z pierwszych w Europie, dostrzegł ryzyko pojawienia się światowego kryzysu finansowego i wprowadził dyscyplinę finansową. Dzięki temu w 2009 roku oszczędziliśmy ponad 20 mld zł na funkcjonowaniu ministerstw. Zamroziliśmy pensje wysokich urzędników, dążymy do redukcji zatrudnienia w administracji. Wprowadziliśmy regułę wydatkową, która będzie zapobiegała zadłużaniu państwa. Chcę jednak zaznaczyć, że do reform podchodzimy w sposób wyważony, by ochronić najsłabszych. Propozycje prof. Balcerowicza to m.in. zatrzymanie podwyżek dla nauczycieli, cięcie ulg... My utrzymaliśmy podwyżkę dla pedagogów, by po latach oczekiwań mogli godnie zarabiać. Nie zgadzamy się, by koszty reform ponosili najubożsi. To do niczego nie prowadzi.

 


 

- Poniosą je najbogatsi? Ministerstwo Finansów zapowiedziało renegocjowanie umowy z Cyprem, która pozwalała biznesmenom uciekać z Polski z podatkami. Będzie wojna Platformy z biznesem?

- Chyba wszyscy zgodzą się z tym, że ludzie i firmy działający w Polsce powinni tu płacić podatki...

- Jest pan pewien, że wszyscy? Jan Kulczyk z Zygmuntem Solorzem też?

- Cóż, powinni się z tym zgodzić... Sytuacja, w której przedsiębiorstwa płacą podatki tam, gdzie czerpią zyski, nie powinna ich zdumiewać.

- Wielu z was w szeregach KLD bądź Ruchu Stu wypowiadało się inaczej...

- Zasadą, którą przyjęła PO, jest pełna odpowiedzialność za rządzenie. To wymaga uwzględnienia interesów i potrzeb wszystkich ludzi. Nie ma tu miejsca na eksperymenty czy kopiowanie reguł z podręczników. A że teoretykom nie zawsze będzie się to podobało... Trudno, zawsze ktoś będzie niezadowolony. Dobre rządzenie to przede wszystkim dopasowanie rozwiązań do okoliczności, a nie zabawa w bezgraniczną wierność doktrynie.

- Są tacy, którzy twierdzą, że czekacie do wyborów. A później wyjdziecie na konferencję i powiecie, że sytuacja jest tak trudna, że wymaga zdecydowanych reform...

- Rząd cały czas pracuje i nie czeka do wyborów. Natomiast zdecydowane zmiany w kraju wymagają dobrego przygotowania. Trzeba zdawać sobie sprawę z możliwości realizacji rozmaitych pomysłów. Wymaga to także uwzględnienia głosu naszego koalicjanta.

- Pamiętam rozmaite koalicje i PSL nie jest takim najgorszym.

- Rzeczywiście jesteśmy z niej zadowoleni i nasze kontakty są dobre. Nie oznacza to, że we wszystkim się zgadzamy. To normalne w każdej koalicji.

- Krytyka ze strony "The Economist" to też doktrynerstwo czy odwet środowisk powiązanych z OFE?

- Rząd w różnych obszarach niewątpliwie narusza interesy pewnych środowisk. Tak było z firmami farmaceutycznymi, histerią w sprawie świńskiej grypy oraz z dopalaczami. Tak jest dziś z właścicielami OFE. Zapoznałem się z oryginałem artykułu w "The Economist", a nie omówieniami w Polsce. I ten tekst nie był dla rządu Tuska zły. Podkreślał, że nasza koalicja zasługuje na drugą kadencję. W artykule zawarty był też katalog słusznych postulatów, nad którymi i tak pracujemy.

- Dobrze, że pan wspomina o oryginale. Było tam też coś, co przytoczono w Polsce z błędem. "The Economist" nie chwalił was za inwestycje w inwestycje. Napisał, że to leży.

- Z tym akurat trudno się zgodzić. Jesteśmy dziś największym placem budowy w Europie. Na drogi i autostrady przeznaczyliśmy więcej pieniędzy niż rządy od 1995 roku. Inwestujemy w infrastrukturę sportową, powstają stadiony na EURO, wybudowaliśmy ponad 1500 orlików i 800 placów zabaw przy szkołach. Remontowane są dworce i porty lotnicze. Są jednak obszary, w których trzeba jeszcze wiele zrobić, takie jak kolej.

- Minister Grabarczyk został jednak w rządzie. Czy w Polsce istnieje coś takiego, jak odpowiedzialność polityczna? Za co, jeżeli właśnie nie za dobór współpracowników odpowiada minister? Wybrał słabych, to może powinien ustąpić komuś, kto ma lepszą rękę.

- Odeszli ludzie bezpośrednio odpowiedzialni za kolej i teraz oddaliśmy ją w ręce niepartyjnego, wybitnego specjalisty, jakim jest minister Andrzej Massel. Cezary Grabarczyk ma duże sukcesy. Dzięki uproszczeniu procedur w budowie jest 1443 km autostrad. Gdyby dymisja ministra Grabarczyka pomogła rozwiązać choć jeden problem, to zapewne by nastąpiła. Ale nie poprawiłaby przecież sytuacji na kolei. To tak nie działa.

 


 

- W niemal każdej kampanii podkreślaliście jako partia konieczność wprowadzenia nowych standardów. Nie uwiera pana sytuacja, w której np. w gabinecie politycznym ministra Sikorskiego pracuje córka ministra Rostowskiego?

- Premier wypowiedział się już w tej sprawie. Nie podobało mu się to, ale minister zapewnił, że powiązania rodzinne nie miały znaczenia. Ważna była biegła znajomość języka angielskiego. Nie ma ugrupowania bez wad i pewne rzeczy w Platformie mnie uwierają. Ale staramy się je eliminować. Reakcje premiera są zdecydowane. Nawet kiedy dotyczą bliskich współpracowników, jak minister Drzewiecki czy poseł Chlebowski.

- Wspomniał pan posłów Drzewieckiego i Chlebowskiego. Podoba się panu zakończenie prac komisji w sprawie afery hazardowej?

- Zawsze byłem za tym, by czekać na zakończenie śledztw prokuratury. Patrząc na praktykę działań komisji śledczych w Sejmie, byłem bardzo sceptyczny.

- Powiedzmy, że prokuratura nie skaże obu posłów. Pozostaje wówczas strona etyczna... Wyobraża pan sobie, że wrócą i będą kandydowali z list Platformy?

- Trudno mi to sobie wyobrazić. Do wyborów jest jeszcze trochę czasu, o listach wyborczych zadecydują regionalne zarządy PO. Teraz obaj musza walczyć o swoje dobre imię.

- Pan też musiał walczyć o swoje dobre imię. Nie żałuje pan wplątania się w to "stróżowanie" i mieszkania w willi niemieckiego biznesmena?

- O to, żeby "stróżowanie" ciągnęło się za mną, zadbał już "Super Express". Ja w życiu publicznym nie zrobiłem niczego, za co musiałbym się wstydzić. Oczywiście ta seria tekstów bolała i bardzo je przeżyłem. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jestem dziś chyba najlepiej prześwietlonym politykiem w Polsce. Od CBA jeszcze pod rządami Mariusza Kamińskiego, przez prokuraturę i wszelkie instytucje skarbowe.

Paweł Graś

Rzecznik prasowy rządu