Paweł Deresz: Celowo ZADAJĘ BÓL Macierewiczowi

2013-04-10 4:00

Bronię premiera, Nigeria to bardzo ważny kraj - mówi dla se24.pl Paweł Deresz, mąż Jolanty Szymanek-Deresz, ofiary z 10 kwietnia

„Super Express”: - Sławomir Jastrzębowski, witam państwa w programie „Więc Jak”. Naszym dzisiejszym gościem jest redaktor Paweł Deresz, mąż pani Jolanty Szymanek-Deresz, tragicznie zmarłej 10 kwietnia 2010 roku.

Paweł Deresz: - Niestety tak się stało, zginęła w tej strasznej tragedii.

- Powiedział mi pan wcześniej, żebym nie mówił o panu „wdowiec”. Dlaczego?

- Dlatego, że cały czas jeszcze jestem jej mężem i będę do końca życia. Przeżyliśmy razem 30 lat, ale trudno mi jakoś tak wewnętrznie powiedzieć: Paweł, jej już nie ma, wszystko się skończyło, jesteś wdowcem.

- Rozumiem, że ta wrażliwość jest i już tak zostanie, pomimo upływu trzech lat. I proszę o komentarz do słów Juliusza Machulskiego, który powiedział: „o Smoleńsku można by zrobić tylko film a la Borat lub Monty Python o tym, jak bardzo nabzdyczony i dumny prezydent średnio ważnego kraju europejskiego uparł się lądować we mgle na kartoflisku”. Czy nie jest za wcześnie na komedię o Smoleńsku?

- Bardzo lubię pana Machulskiego, podobnie jak pana Krauzego, który też szykuje się do filmu o tragedii Smoleńskiej. Myślę jednak, że w przypadku pana Machulskiego był to o jeden krok za dużo... My jeszcze wszyscy tym żyjemy. Być może pan Machulski podchodzi do tego jak artysta, twórca. Natomiast zarówno ja, jak i inne rodziny smoleńskie, a myślę, że i znaczna część polskiego społeczeństwa wciąż przeżywa ten dramat. Jest na to za wcześnie, nie ma z czego żartować. Choć jeżeli już można z czegoś żartować, to z posiedzeń komisji pana Macierewicza.

- Zostawmy na chwile pana Macierewicza, wrócimy do niego w następnych pytaniach. Pańskim zdaniem wyjazd premiera Tuska do Nigerii, 10 kwietnia, jest ucieczką czy tylko niestosownością, nieprzemyślanym krokiem?

- Myślę, że ani jednym, ani drugim. Jest normalną wizytą państwową...

- Akurat 10 kwietnia do Nigerii?

- Być może nigeryjska strona rządowa nie miała innego terminu?

- Wierzy pan w to?

- Będę bronił pana premiera, tym bardziej, że spotkamy się 10 kwietnia o 6 rano na cmentarzu powązkowskim. Ja będę składał wieniec na grobie swojej żony, a premier będzie składał kwiaty i wieńce pod pomnikiem.

- Panie redaktorze, pan broni premiera Tuska. A „Gazeta Polska Codzienna” zarzuca panu, że pełni pan bardzo ważną funkcję dyżurnego, rządowego propagandysty. Dlaczego takie zarzuty padają?

- Być może dlatego, że ja się kieruję przede wszystkim zdrowym. Należę do ludzi zdroworozsądkowych, a nie tych, którzy fantazjują, obrażają, opluwają, jak miało to miejsce w przypadku „Gazety Polskiej Codziennie”.

- Ma pan konflikt z „Gazetą Polską”. Polega na tym, że zarzuciła panu współpracę ze służbami, z SB. Prawda, czy nieprawda?

- Tak, mam z nimi konflikt. Te zarzuty to nieprawda i najlepszym dowodem jest to, że w mojej obronie stanął Instytut Pamięci Narodowej. Otrzymałem od IPN oficjalne pismo potwierdzające, że moje oświadczenie lustracyjne jest zgodne z prawdą. Oświadczenie polegało na tym, że musiałem odpowiedzieć tak albo nie na pytanie: czy współpracował pan z tajnymi służbami?

- Podpisał pan dokument o współpracy, ale współpracy nie było?

- Tak. I w myśl polskiego prawa samo podpisanie dokumentu nie oznacza i nie świadczy o jakiejkolwiek współpracy. Tym bardziej, że nie ma najmniejszego dowodu na tę współpracę.

- Wiem, ale ludzie niechętni panu mogą mówić: dowodu nie ma, bo przecież były palone teczki, ale podpisał i współpracował.

- Po co było podpisywać ten dokument?

- Wróćmy do tych czasów. Podpisałem ten dokument 18 października 1989 roku...

- W nowej Polsce.

- Istniała już III RP, która na szczęście istnieje do dziś. Premierem był Tadeusz Mazowiecki, byliśmy kilka miesięcy po wyborach nowego parlamentu.

- I pomyślał pan, że może pomóc nowej Polsce?

- Zwrócił się do mnie mój dobry znajomy i powiedział: Paweł, zastanów się, idzie nowa epoka, nowa Polska, chcesz nam pomóc czy nie?

- Ale nie pomógł pan w końcu? Tylko podpisał?

- Tylko podpisałem, a czas udowodnił, że w momencie zbliżania się IV RP, człowiek musiał się z tego wycofać.

- Panie redaktorze, pan jest autorem takiej bardzo karkołomnej konstrukcji... Mówi pan, że ten zamach przeprowadził ten, kto ma z niego korzyści. I napisał pan: „aneks do czyjego raportu WSI został przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego odrzucony i wstydliwie schowany do szuflady”. W podtekście Macierewicza. „Czy autor tego raportu, człowiek ambitny, mógł się poczuć co najmniej urażony? Przecież jego kariera zawisła na włosku. Czy z oceny jego działań nie wynika, że jest to polityk pamiętliwy, pałający żądzą zemsty”. Sugeruje pan, że korzyści mógłby mieć z zamachu Macierewicz. Przecież pan w to nie wierzy.

- Dodałbym jeszcze, że poseł Macierewicz mógł lecieć razem z Lechem Kaczyńskim samolotem, a jednak wybrał inną drogę do Smoleńska...

- Napisał pan też, że Macierewicz był w Smoleńsku i wrócił...

- Wrócił, zamiast udzielać pomocy ewentualnym nieszczęśnikom w tej katastrofie...

- Przecież pan w to nie wierzy, że Macierewicz mógł w jakikolwiek sposób konstruować...

- Oczywiście jest to przewrotność z mojej strony, jest to celowe sprawienie bólu Macierewiczowi.

- Celowo pan zadaje ból?

- Tak, żeby wiedział, co to znaczy cierpienie, pomówienia, nieprawda, szkalowanie. Wszystko to, co „Gazeta Polska” i część członków PiS wyczyniają z moją osobą. Chciałbym wrócić do tego, że pan Macierewicz był w Katyniu. To 16 km od Smoleńska. I w momencie, kiedy doszło do katastrofy, pan Macierewicz o niej wiedział. I zamiast przybiec na miejsce, zbadać przyczyny katastrofy, udzielać pomocy ewentualnym rannym, uciekł w popłochu do Warszawy.

- Nie wiadomo, czy w popłochu, ale rzeczywiście odjechał. Mówi pan tak: chcę, żeby zobaczył jak to jest, jak to się kogoś rani, a ja nie chcę nikogo ranić. Jednocześnie mówi pan jednak: „wcześniej czy później zostanie ujawnione nagranie amerykańskich i rosyjskich służb, które potwierdzi, że w czasie rozmowy Jarosława Kaczyńskiego z Lechem padło sformułowanie – lądujcie koniecznie w Smoleńsku”. Rani pan.

- To jest moje przypuszczenie, ale myślę, że niepozbawione racji. Cały świat jest dziś tak obserwowany przez rozmaite służby amerykańskie, izraelskie...

- Co się okaże, jak takiej rozmowy nie było?

- To wtedy przeproszę.

- Nieudane kandydowanie do Senatu. Chciał pan być politykiem lewicy...

- Nie użyłbym słowa „nieudane”. Nie udało mi się dostać do Senatu, ale udało mi się pozyskać sympatię prawie 30 tysięcy wyborców...

- Bardzo pan optymistycznie na to patrzy. Słowo sukces dla polityka to wygrane wybory, a dla pana te 30 tys.

- Ja w ogóle jestem optymistą i myślę, że również wyjaśnianie tragedii smoleńskiej skończy się po mojej myśli, czyli wykaże, że to był zbieg nieszczęśliwych wypadków, a żadnego zamachu nie było.

- Cytat z pana: „dziwię się, że ci polityczni awanturnicy nie domagają się ekshumacji pary prezydenckiej, skoro Antoni Macierewicz twierdzi, że był zamach”. Są ludzie, którzy domagają się tej ekshumacji. To ludzie związani z SLD. I mówią, że zgodnie z polskim prawem pochówek powinien być na cmentarzu i zwłoki prezydenta i jego żony trzeba przenieść.

- Nie znam się na tym, ale jeżeli prawo takie jest, to przestrzegajmy tego prawa.

- Byłby pan za tym, żeby ciało prezydenta i jego żony przenieść z Wawelu w inne miejsce?

- Nie byłbym za tym. Myślę, że prezydent Lech Kaczyński i Maria Kaczyńska zasługują na powszechny szacunek.

- O to pana środowisko może pana skrytykować...

- Nie sądzę. I nie mam żadnego swojego środowiska. Z lewicą jestem związany przez sympatię do mojej żony. Nie byłem w SLD i jeżeli coś mogę powiedzieć o mojej sympatii lewicowej to tylko to, że serce mam po lewej stronie.

Paweł Deresz

Mąż Jolanty Szymanek-Deresz, która zginęła w katastrofie 10 kwietnia