"Super Express": - Dlaczego 2013 r. miałby być rokiem Edwarda Gierka?
Paweł Bożyk: - Gierek uważał, że całego systemu nie da się obalić, chciał więc zmiany sytuacji w Polsce począwszy od przedsiębiorstw i warunków życia. Miał dużo szczęścia, bo wtedy po podwyżce cen benzyny na światowych rynkach pojawiła się olbrzymia ilość petrodolarów. Oprocentowanie kredytów wyniosło wtedy 5 procent, a inflacja 7.
- Powszechną opinią jest stwierdzenie, że dobrobyt lat 70. był na kredyt, który spłacamy do dziś.
- Pod koniec lat 70. kredyt Gierka wynosił 20 mld dolarów. Wybudowano 575 fabryk. Po 1990 r. sprzedano je za sumę około 100 mld, które wpłacono po prostu do budżetu. Przejedliśmy je. Jak można więc mówić, że do dziś spłacamy ten kredyt? Poza tym dolar, którym spłacaliśmy te kredyty, jest pięć razy mniej wart. Każdy chciałby dostać taki kredyt.
- To dlatego niektórzy z sentymentem wspominają lata 70.?
- Płace wzrosły wtedy realnie o 50 proc. W żadnym kraju nie odnotowano takiego wzrostu. Jeszcze w 1980 r. Gierek chciał podwyższać płace. Może był za miękki i chciał, żeby się ludziom szybko poprawiło?
- Niektóre sprawy z tamtych czasów do dziś bolą Polaków, np. wydarzenia 1976 r.
- Popełniono błędy. Jednak jeśli mówimy o użyciu siły w Radomiu i Ursusie, to Gierek nie miał z tym nic wspólnego. Podobnie w 1980 r., kiedy w lipcu zaczęły się już strajki, został wezwany na Krym. Breżniew nakazał ukrócić ten bałagan i samowolę. Gierek odparł, że dopóki jest I sekretarzem, nie wykorzysta ani wojska, ani milicji przeciwko robotnikom i sam pojedzie, jak w 1970 r., żeby z nimi rozmawiać. Jednak krótko po powrocie został ze stanowiska usunięty.
- Nie dziwi pana, że współczesna lewica jednocześnie broni Gierka i Jaruzelskiego?
- To rzeczywiście są polityczne "łamańce". Powinna odnosić się do pozytywizmu dekady Gierka.
- Co miałby na celu oficjalny rok Gierka?
- Pomógłby odkłamać stereotypy o Gierku wymyślone za Jaruzelskiego w gabinecie kierownika Wydziału Propagandy KC PZPR.
Paweł Bożyk
Doradca ekonomiczny Edwarda Gierka
None