"Super Express": - W "Psach" pada taka kwestia: "Stopczyk, co wy tam palicie?". To ja zapytam: panie Jaki, co wy tam kombinujecie z Trybunałem Konstytucyjnym?
Patryk Jaki: - Chcemy przywrócić normalność.
- Normalność?
- Tak. Bo o co chodzi w całym tym sporze? O to, czy głos Polaków ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie. Nasi rodacy w wyborach prezydenckich i parlamentarnych jednoznacznie pokazali, że chcą zmiany. TK to ciało, które ma gigantyczną moc blokującą. Sędziowie mogą zablokować wszystko.
- Co na przykład?
- Wszystkie reformy. Choćby 500 zł na dziecko.
- Sądzi pan, że by zablokowali?
- Jestem o tym przekonany.
- Są tak niedobrzy, że nie chcą ludziom dać pieniędzy?
- Nie chcą przede wszystkim, by inna władza niż te wszystkie grupy interesów w Polsce rządziła. PiS może wygrać wybory, ale nie może realnie nic zmieniać. Choćby w tych 500 zł na dziecko. W Nysie wprowadzono podobny program i wybrany przez PO rzecznik praw obywatelskich stwierdził, że to niekonstytucyjne, bo ogranicza się tylko do małżeństw. A co z homoseksualistami? A przecież wszyscy są równi.
- Czyli, że homoseksualiści też musieliby dostać?
- My uważamy, że rodzina to podstawowa komórka społeczna, która powinna być promowana. W każdym razie jesteśmy przekonani, że nie może być tak, iż rządzą grupy interesów. Że głos suwerena powinien być słyszalny. Po 1989 roku utworzyły się w Polsce dwie grupy - ludzi, którym się udało, którzy skolonizowali to państwo i ludzi, którzy zostali zepchnięci na totalny margines. Za każdym razem, kiedy ten stan nierównowagi próbuje się zmienić, w Polsce odbywa się nieprawdopodobna histeria.
- Że teraz też jest?
- Owszem. Mówimy o 2-3 sędziach i niuansach prawnych, a rozpętano histerię, jakby w Kaliningradzie były wojska rosyjskie.
- Nie mogliście z TK poczekać? Zgodnie z prawem przejęlibyście go w roku 2017.
- Do 2017 roku chcemy pokazać realne efekty. Polacy już czekają na zmiany. Już teraz chcemy wprowadzić 500 zł na dziecko.
- Ale co wy z Trybunałem chcecie zrobić?
- Chcemy, żeby był pluralistyczny.
- Prof. Rzepliński sugeruje, że chcecie wyprowadzić TK poza Warszawę, żeby prezes Kaczyński mógł zabrać jego siedzibę dla siebie.
- Absolutnie nie. Nasza filozofia jest inna niż PO, że liczy się tylko Warszawa i kilka wielkich ośrodków i to powinny być miejsca, do których idą pieniądze. Uważamy, że Polska jest jedna i składa się z wielu miast. Nic wielkiego się nie stanie, jeśli część instytucji przeniesiemy do mniejszych miast.
- To gdzie Trybunał miałby trafić?
- Nie miałbym nic przeciwko, jeśli znalazłby się w Opolu. Proszę zobaczyć, że w Niemczech sąd konstytucyjny nie znajduje się w Berlinie, ale w o wiele mniejszym Karlsruhe. Wyprowadzka instytucji poza Berlin do mniejszych miast miała charakter miastotwórczy. Zależy nam, żeby Polska rozwijała się równomiernie.
- Narracja jest taka, że chcecie zesłać Trybunał na prowincję.
- Wiem, że z Płocka jest dalej do Sowy...
- Sowy już nie ma.
- Grupy interesów znajdą sobie inne miejsce.
- A jak się skończy spór o Trybunał?
- Już prawie się skończył. Jest 15 sędziów TK. Jest nowa ustawa o Trybunale, która zamyka sprawę.
- Ta ustawa trafi zapewne do Trybunału i może nie przejść. A orzeczenia TK są ostateczne.
- Ten Trybunał jest w stanie orzec wszystko.
- Ostatnie sondaże są dla was bezlitosne. PiS przegrywa z Nowoczesną. Niektórzy za ten sondaż potępili "Super Express". A pan?
- Absolutnie nie. "Super Express" publikuje sondaż, który wykonała firma, biorąca za niego odpowiedzialność. Dlatego "Super Expressu" nie potępiam. Nie potępiam też Polaków. Niemniej zawsze byłem przeciwny prowadzeniu polityki poprzez sondaże. W momencie kiedy przejmuje się władzę, przestaje się czytać sondaże i zaczyna się zmieniać kraj.
- Sugeruje pan, że się nie przejmujecie?
- Przede wszystkim po czterech latach musimy pokazać, jak zmieniliśmy Polskę. Polityka ciepłej wody to była polityka PO. To była polityka, której celem była władza dla władzy.
- Czyli, że wam spada, bo robicie to, co powinniście robić?
- Jeśli po czterech latach będziemy mieli niższe poparcie, ale Polakom będzie się żyło lepiej, to uznam swoją misję za wypełnioną.
- A dlaczego tak szaleńczo rośnie poparcie dla Petru? Według sondażu ma 31 proc.
- Jakby mi rozłożono namiot w TVN jak jemu, to pewnie dla mnie poparcie też by rosło. To poparcie wynika też z niewiedzy. Ludziom się wydaje, że to świeży człowiek. A to jest człowiek, który zmieniał Polskę razem z Balcerowiczem. Uważam, że takie osoby jak Balcerowicz i Petru za te złe zmiany, za złodziejską prywatyzację, powinny być osądzone. Oczywiście, niewiedza to jedno. Inna sprawa, to finansowo-medialne grupy interesu, które promują tego człowieka, bo wiedzą, że jest on gwarantem utrzymania ich wpływów. My to musimy zmienić, a Petru to człowiek banków.
- A co chcecie zrobić z więźniami? Chyba coś strasznego - każecie im pracować.
- To rzeczywiście przejaw faszyzmu. Codziennie słyszę, że jesteśmy prawie jak Hitler. Rozmawiamy o trzech sędziach Trybunału, a porównywani jesteśmy do Hitlera. Brakuje jeszcze tylko Pol Pota. Ale to już niedługo. Wracając do tematu, trafiły do mnie szokujące dane, że każdy z nas płaci za utrzymanie jednego więźnia 3150 zł miesięcznie. To więcej niż wydajemy na osoby niepełnosprawne czy seniorów. To musi się zmienić.
- Ile więźniów obecnie pracuje w Polsce?
- Formalnie ok. 30 proc. Większość jednak w więzieniach.
- A na Węgrzech?
- Prawie 90 proc. Czyli da się zrobić.
- Węgry są więc waszym ideałem?
- Mogę mówić tylko o sobie. Z wielkim podziwem patrzę na Viktora Orbána. Na to, jak walczy z grupami interesów, jak bije je kolanem i jak pokazuje, że Węgry to dumne państwo, które można odbudować od fundamentów, pozbywając się postkomunistycznej narośli.
- Chciałbym zmienić temat na bardziej osobisty. Ma pan niepełnosprawne dziecko i walczył pan o nie. Chce się pan podzielić z nami tą walką? Dla mnie to pewien rodzaj bohaterstwa.
- Dziękuję, ale nie chciałbym, żeby tak było to traktowane. Niestety, wiele dzieci z zespołem Downa, czyli takich jak moje, jest zabijanych.
- Pana syn to Radek?
- Tak. Ma półtora roku. Radek to bardzo pogodne dziecko, które cieszy się z życia.
- Widziałem, że straszny z niego słodziak.
- To w ogóle cecha charakterystyczna dzieci z zespołem Downa. One nie widzą zła. Widzą tylko dobro.
- Nawet w panu.
- (śmiech) Nawet we mnie. Nasze zadanie jako rodziców takich dzieci polega na tym, żeby wytłumaczyć im, że istnieje też zło. Dzieci z zespołem Downa wszystkim otworzą bowiem domofon, wszystkim ufają.
- Kiedy pan i żona dowiedzieliście się, że dziecko będzie miało zespół Downa, to co?
- To był szok. Dzisiaj jesteśmy szczęśliwymi rodzicami.
- Nie było myśli, że lepiej zdecydować się na aborcję?
- Dowiedzieliśmy się o tym na USG w 5-6. miesiącu ciąży. Widziałem na monitorze dziecko, które ma serce, które rusza rękami i nogami. Co miałem zrobić? Wziąć szczypce i je powyrywać? Nie mógłbym z tym żyć. Sama niepełnosprawność to jeszcze nie powód do aborcji.
- Powiedział pan, że Radek nie ma podobnych do siebie kolegów w tym wieku. Czyli rodzice podejmują inne decyzje niż pan.
- Najgorsze jest w tym wszystkim to, że można to robić na tak późnym etapie ciąży w majestacie prawa. Chciałbym to zmienić.