O tym, jak wyglądały chwile tuż przed zatrzymaniem słynnego białoruskiego opozycjonisty wiemy dzięki relacji świadków zebranych przez dziennikarzy delfi.lt. - Krążyło wiele plotek. Po gwałtownym manewrze samolotu, jeden z chłopców spanikował, złapał się za głowę. Dopiero później zrozumieliśmy, dlaczego. Nie było żadnych konfliktów, nie było żadnych skandali aż do tego manewru samolotu, nikt na nikogo się nie gniewał. Dopiero gdy facet dowiedział się, że lądujemy, był zaskoczony - mówił jeden z pasażerów będący uczestnikiem feralnego lotu. - Wyprowadzono całą naszą czwórkę, psy wszystko obwąchały. Zabrali tego dzieciaka na bok i wytrząsnęli wszystkie jego rzeczy. Zapytaliśmy go, co się dzieje. Powiedział nam, kim jest i dodał: "Tu czeka mnie kara śmierci". Był spokojniejszy, ale drżał. Obok niego cały czas stał funkcjonariusz, a za chwilę po prostu go wyciągnęli - relacjonuje pasażer polskiego samolotu.
- Staliśmy przez trzy godziny w wąskich korytarzach bez wody, toalet czy czegokolwiek innego, gdy nas przeszukiwano i sprawdzano nasze dokumenty. Przegląd samolotu trwał około trzech godzin. Teraz siedzimy po ciemku, zagoniono nas do poczekalni, nie wpuszczono do części wspólnej. Ale są toalety i bar. Czekamy, nikt nam nic nie mówi - opisywał zajście jeden z pasażerów. Jak podaje portal, na kanale Nexta Live w Telegramie zamieszczono screenshoty wiadomości wysłanych przez Protasiewicza. Wynika z nich, że był on śledzony jeszcze na lotnisku w Atenach. W kolejce do odprawy miał za nim stać mężczyzna "w średnim wieku, z łysiną" usiłujący zrobić zdjęcie jego dokumentów. Mężczyzna miał odezwać się do Protasiewicza po rosyjsku, po czym wycofać się z kolejki do odprawy.
Samolot linii Ryanair, który leciał z Aten do Wilna, lądował dzisiaj awaryjnie na lotnisku w Mińsku. Przy okazji aresztowano opozycyjnego aktywistę Ramana Pratasiewicza. Jest on jednym z autorów prowadzonego w Telegramie opozycyjnego kanału „Nexta”, później także kanału „Białoruś mózgu”. Telegram to aplikacja, pozwalająca przesyłać zaszyfrowane informacje. Oficjalnym powodem lądowania miała być informacja o bombie na pokładzie jednak opozycjoniści uważają, że chodziło jedynie o aresztowanie Pratasiewicza. Boeing 737 zarejestrowany jest jako SP-RSM i należy do Ryanair Sun, spółki córki Ryanair, zarejestrowanej w Warszawie. Posiada on polskie oznaczenia i polską flagę na kadłubie, przez co Polska stała się stroną tego skandalu.