Mariusz Janicki: Partyjni liderzy lekceważą inteligencję elektoratu

2011-06-02 14:45

Czy na listach wyborczych do parlamentu powinni znaleźć się celebryci i sportowcy? Na to pytanie odpowiada Mariusz Janicki, szef działu politycznego tygodnika "Polityka".

"Super Express": - Tancerka na rurze mogąca zostać posłanką SLD to przekroczenie pewnej granicy w polskiej polityce?

Mariusz Janicki: - Przekroczenie nastąpiło już wcześniej, kiedy wszystkie partie zdecydowały się na celebrytów, sportowców, piosenkarzy... Ludzi w ogóle niezwiązanych z polityką. To, co zrobiło SLD, jest bardziej skrajne, ale nie dziwi. Tylko potwierdza wieloletnią tendencję. Rola takich ludzi w Sejmie jest znikoma.

- Prześledziłem wyniki takich kandydatów i okazuje się, że wcale nie otrzymują aż tak wielu głosów. Ciągnie ich raczej szyld dużej partii. Czy wystawianie celebrytów jest rzeczywiście zyskiem dla partii? A może raczej stratą, gdyż narażają się na ośmieszanie?

- Istotnie, to jest raczej konsekwencja mitu tkwiącego w głowach polityków, że znane nazwiska na liście dają im jakąś przewagę. Tymczasem wyborcy dobrze wiedzą, kto jest politykiem, a kto nie. Tego typu posunięcia są raczej demonstracyjnym lekceważeniem i niedocenianiem inteligencji elektoratu. Ludzie czują, że głos na piłkarza bądź inną gwiazdę niczego nie daje. Nie ma też na listach wystarczającej liczby osób znanych z działalności publicznej. Znamy może pierwsze 2-3 nazwiska. Przy dużej partii liderzy ciągną kolejne 3-4 nieznane osoby. To niepoważne.

Przeczytaj koniecznie: Gwiazda TOP MODEL - Marta Szulawiak na listach SLD - Napieralski chce mieć te piersi w Sejmie

- Dlaczego 40-milionowy naród nie może wyłonić 460 poważnych parlamentarzystów. Liderzy potrzebują żołnierzy na rozkazy. Czy też sensowni ludzie nie chcą mieć nic wspólnego z polityką?

- Może partie szukają nie tu, gdzie trzeba? Choć polityka istotnie nie jest dla wielu magnesem. To szkoda, bo Sejm jest czymś najważniejszym, kształtującym rzeczywistość. Skoro partie nie potrafią odpowiedzialnie zapełnić Sejmu, to ukróćmy ich męki i zmniejszmy parlament.

- Zawsze postrzegałem takie propozycje jako chęć podlizania się wyborcom rzekomymi oszczędnościami.

- To mogłoby jednak zmienić proporcje. Przepychanie do Sejmu kompletnie nieznanych osób jest irytujące. Raczej orientuję się w polityce, ale nie znam większości kandydatów z listy w moim okręgu. Przecież nie dlatego, że nie chciałem ich poznać. Poza gronem tych samych twarzy innym problemem jest to, że wielu wchodzących do Sejmu nie jest wcale zainteresowanych polityką. Chcą sobie coś załatwić bądź dodać prestiżu. Kto dziś pamięta, że niegdyś posłem był prezenter Krzysztof Ibisz? I po co był ten wybór?

- Poprawić tę sytuację miała ustawa parytetowa. Partie miały sięgać po kobiety, które są aktywne społecznie, ale niekoniecznie miały chęć czy siłę przebijać się przez struktury partyjne.

- Efekty tej ustawy to na razie raczej pani od tańca na rurze. Słyszę też, że poszukuje się na siłę ambitnych pań wśród członków rodziny, znajomych... Doceniając ustawę parytetową, muszę niestety przyznać, że partie nie były na nią przygotowane.