"Super Express": - Zakład Ubezpieczeń Społecznych zaleca wprowadzenie powszechnej gwarantowanej emerytury, której nie można by łączyć z dodatkową pracą. ZUS poparł podwyżkę najniższego miesięcznego świadczenia do 1 tys. zł. Dokument trafi do Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej. Jakie byłyby warunki otrzymania powszechnej emerytury?
Janusz Szewczak: - Ten pomysł jest w fazie prac projektowych. Szczegółów tych pomysłów nawet posłowie jeszcze nie znają. Natomiast jest to jedna z wielu koncepcji. Nasuwa się pytanie: co będzie z systemem emerytalnym? Co będzie z ZUS i KRUS? Czy będzie tak jak jest, czy KRUS zostanie wchłonięty przez ZUS? Teraz jest zbyt wcześnie, żeby wygłaszać dywagacje na temat emerytur. Na razie nie znam szczegółów, kto miałby dostać powszechną emeryturę w wysokości 1000 złotych. Czy ci, którzy pracowali 5 lat, im też się należy emerytura? Pojawiały się również koncepcje, że żeby otrzymać powszechną emeryturę trzeba mieć 10-15 lat stażu pracy.
- Czy emerytura powszechna objęłaby osoby, które nie są zatrudnione na umowie o pracę?
- Nie wiem. Szczegóły tej reformy nie są jeszcze znane. To są na razie prace koncepcyjne.
- ZUS miałby się stać jedyną instytucją odpowiedzialną za wszystkie rodzaje ubezpieczeń społecznych, również rolniczych. Czy uważa pan, że to jest dobry pomysł?
- To jest trudne pytanie. Jestem zwolennikiem innej koncepcji. Chciałbym zlikwidować Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Proponowałbym powołanie Państwowego Banku Emerytalnego, który zastąpiłby ZUS, a jednocześnie w sposób komercyjny i profesjonalny inwestowałby pieniądze, które zgromadziłby Państwowy Bank Emerytalny. Jedyną kwestią nie byłoby wypłacanie pieniędzy, ale również to, jak mają zarabiać i pracować te pieniądze. A może te pieniądze miałyby leżeć na kontach? W tym wszystkim najważniejsze jest generalne pytanie - czego my chcemy. Czy chcemy dać niskie emerytury wszystkim jak leci, ale nie do przeżycia, czy może szukamy takich rozwiązań, żeby te pieniądze ze składki emerytalnej pracowały na przyszłe pokolenia? W tej sytuacji jeszcze usłyszymy o kilku propozycjach.
- Osoba, która otrzyma powszechną emeryturę, nie będzie mogła sobie dorabiać?
- To są właśnie te pytania, które budzą wątpliwość. A jeżeli zabraknie nam rąk do pracy, to każdy pracownik będzie cenny. Na razie trwają prace koncepcyjne nad reformą. Za wcześnie jest, żeby odpowiadać na takie pytania. Natomiast czekam na odpowiedź, dlaczego oszukano Polaków w sprawie OFE. Na pewno nie może być tak, że osoba, która pracowała na dwóch czy trzech etatach, będzie miała taką samą emeryturę jak ten, co siedział pod budką z piwem w ręku przez całe życie.
- W proponowanych po debatach rekomendacjach za pierwszy filar miałoby odpowiadać państwo, za drugi pracodawcy, a za trzeci - w różnej formie - instytucje finansowe. Teraz pierwszym filarem są składki przekazywane na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, drugim - na Otwarte Fundusze Emerytalne i trzecim - dobrowolnie na indywidualne dodatkowe programy emerytalne. Czy proponowana zmiana przyniesie jakieś korzyści?
- Jest koncepcja, która ma za zadanie rozparcelować resztkę OFE pomiędzy 75 proc., która trafiłaby na indywidualne konta ludzi, a 25 proc. na fundusz rozwoju. To jest dobry pomysł. OFE jest jednym z większych oszustw finansowych od 1989 roku. Czas to uporządkować. Teraz mówimy o tym, jak dzielić, ale trzeba wiedzieć, jak to wszystko uporządkować.
- W nowym drugim filarze pojawiłaby się "emerytura zakładowa" z opłacanych przez pracodawcę składek, bez świadczenia gwarantowanego, wypłacana po osiągnięciu powszechnego wieku emerytalnego.
- To jest sensowe. To funkcjonuje na świecie. To trzeba było dawno zrobić. Szkoda, że zamiast tej propozycji wpuszczono nam szczura w postaci OFE w wydaniu chilijskim, którego już dawno nie było w Chile.
ZOBACZ: Rewolucja w emeryturach