Fedyszak-Radziejowska: Złe przygotowanie wizyty w Katyniu to kryzys polskiej demokracji

2010-06-09 17:23

W debacie "Super Expressu" o stanie państwa polskiego dziś dr Barbara Fedyszak-Radziejowska. Jej zdaniem słabość Polski nie jest przypadkowa, rola państwa ograniczyła się do funkcji nocnego stróża. Podkreśla złe przygotowanie do wizyty Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, sugeruje, że likwidacja armii poborowej jest złym pomysłem wobec klęski powodzi.

"Super Express": - Źle się dzieje w państwie duńskim... Czy słynny cytat z "Hamleta" można dziś odnieść do naszego kraju?

Barbara Fedyszak-Radziejowska: - Takie mam wrażenie. Słabość państwa nie jest przypadkowa, takim chciała je widzieć po 1989 r. część elit opiniotwórczych i część polityków po prawej stronie sceny politycznej. I dzisiaj mamy efekt tej wizji - państwo ograniczone do roli nocnego stróża.

- Gdzie to widać na przykładzie katastrofy lotniczej?

- Po katastrofie w Smoleńsku, jak doniosły media, oczekujący na samolot funkcjonariusze BOR zachowali się wedle światowych standardów - chronili ciało prezydenta i czekali na decyzje przedstawicieli polskiego państwa. I kiedy ci przedstawiciele dotarli już do Smoleńska, przekazali wszystko w ręce Rosjan, z telefonami komórkowymi, notebookami itd., czyli sprzętem będącym częścią infrastruktury informacyjnej NATO, którego jesteśmy członkiem.

A kiedy miejsce katastrofy już opustoszało i pojawili się na nim Polacy pragnący złożyć hołd ofiarom tragicznego lotu, okazało się, że znajdują przedmioty należące do ofiar. Przekazali je mediom, aby powiedzieć: coś tu jest nie tak! Jak wtedy zareagowało nasze państwo? Nijak, zapowiadając wysłanie ekipy archeologów. Jednak nawet tego nie udało się naszemu słabemu państwu osiągnąć - archeolodzy nie dostali zgody Rosjan.

Gdy prokuratura pyta o zaginione karty kredytowe Andrzeja Przewoźnika, Rosjanie dementują, że kogoś aresztowali i oburzają się naszymi podejrzeniami. Reagują dopiero wtedy, gdy niezależne media nagłaśniają problem kradzieży. Słabość polskiego państwa jest niepokojąca. W relacjach z Rosją zdaje się ono nie istnieć. Działają tylko obywatele i media. Gdy do akcji wkracza państwo - nasze interesy okazują się niezabezpieczone, chociaż optymizm władz pozostaje nienaruszony.

- A jak mawiał Stanisław Cat-Mackiewicz: optymizm nie zastąpi nam Polski.

- Właśnie!

- Może o słabości polskiego państwa świadczy już to, co miało miejsce przed tragedią - że polityczna i wojskowa elita RP weszła do jednego samolotu, że ten samolot to stara sowiecka maszyna, że nie zadbano o właściwe przygotowanie lotnisk zapasowych, że we mgle szukano ziemi, choć na pokładzie był prezydent?

- Złe przygotowanie wizyty prezydenta 10 kwietnia to coś więcej niż słabość państwa, to kryzys demokracji. Taki okazał się efekt medialno-politycznej otoczki, w której toczyły się przygotowania do tej wizyty. Premier polskiego rządu umówił się z rosyjskim premierem na uroczystości rocznicowe zbrodni katyńskiej, na które nie zaproszono prezydenta RP. Co więcej, sygnalizowano (ambasada rosyjska, wypowiedzi polskich polityków), że wizyta prezydenta nie jest ważna, więc nie ma potrzeby jakoś szczególnie jej zabezpieczać.

- A jak słabość państwa objawia się w przypadku powodzi?

- Kto broni huty w Sandomierzu? Głównie pracownicy. Czy my na pewno byliśmy przytomni, gdy likwidowaliśmy armię poborową? Gdzie są jednostki obrony terytorialnej albo rezerwy Wojska Polskiego, których używa się w takiej sytuacji? Z powodzią walczą głównie obywatele, strażacy, czasami wojsko. Gdzie było państwo, gdy NIK zalecał inwestycje w infrastrukturę zabezpieczającą przed powodziami?

- Może państwo zohydził nam reżim komunistyczny?

- To stereotyp, który ma niewielki związek z rzeczywistością. PRL nie była polskim państwem, tylko strukturą władzy esbecko-partyjnej zarządzającej Polakami, i to w interesie obcego państwa. Solidarność walczyła o wolność i demokrację, ale także o odzyskanie państwa. Stan wojenny był odpowiedzią na takie żądania. Obecna słabość państwa to efekt zakorzenienia się w świadomości wielu ludzi dość błyskotliwej, ale mało rozsądnej narracji, m.in. Janusza Korwin-Mikkego o państwie minimum. No i mamy, co chcieliśmy, sukces nowej doktryny. Normalne narody walczą o własne państwa i chronią ich autonomię, by mieć instrument do zarządzania swoimi sprawami i rozwiązywania wspólnych problemów. A my?

Barbara Fedyszak-Radziejowska

Doktor socjologii, członek Kolegium IPN