Jeżeli rząd przesadził z optymizmem, to trzeba będzie z czegoś dorzucić. Z czego? Nie wiadomo. Może minister Nowak nastawia kolejnych fotoradarów. Tym razem postawieniu każdego z nich będzie zapewne towarzyszyło oficjalne święcenie przez biskupa. W końcu chodzi o "ochronę ludzkiego życia".
Rząd, myśląc o budżecie, kombinuje, komu zabrać. Tym razem wykombinował, że zabierze Kościołowi. Ma zapewne nadzieję, że nastroje antyklerykalne będą na tyle silne, że zdecydowana większość Polaków, a nawet katolików zechce, jak mówią posłowie w kuluarach, "przywalić czarnemu" i nie dać mu pieniędzy.
Kościół zaś ma nadzieję, że w związku z tym, że większość deklaruje się jako katolicy, zdecyduje się tak jak przy okazji wizyt "po kolędzie" przekazać pieniądze. Tym łatwiej że obywatela nic to nie będzie kosztowało - przekaże pieniądze, które i tak już oddał.
Kto się w swoich rachubach przeliczy? Mam dziwne wrażenie, że przeliczą się jednak rząd i premier. Owszem polski katolicyzm jest często antyklerykalny. Nie mam jednak przekonania, czy antyklerykałów jest więcej niż ludzi, którzy uważają, że politycy i urzędnicy w dużej mierze marnotrawią przekazywane im podatki. Sukces dotychczasowej
akcji 1 proc. o czymś świadczy.
Większość Polaków od dawna głosuje w wyborach przeciwko komuś (ostatnio przeciwko PiS bądź PO). Teraz wypowiedzą się, czy bardziej nie lubią wójta, czy plebana. Polska to nie Szwecja czy Niemcy. Polacy płacą podatki, ale niespecjalnie widzą wynikające z tego korzyści. Służba zdrowia działa fatalnie, edukacja coraz gorzej. Niedawno widzieliśmy, że politycy zgodnie współpracują tylko wtedy, gdy chcą sięgnąć po pieniądze z podatków. Bądź lokując kumpli na intratnych posadach.
W tej sytuacji polski obywatel z jednej strony będzie miał wiarę w Boga i pożyteczność Kościoła, a co ważniejsze - święty spokój z formalnościami np. przy ślubie kościelnym, z drugiej zaś strony wiarę w skuteczność państwa, polityków
i np. państwowej służby zdrowia. Co wybierze?