Od dawna najbardziej radykalne skrzydła PiS domagały się, by TK wreszcie określił, czy dopuszczalność aborcji w przypadku ciężkiego upośledzenia płodu jest zgodna z konstytucją. Prezes Trybunału Julia Przyłębska zaordynowała, że czas to rozstrzygnąć. „Odkrycie towarzyskie” (sic!) Jarosława Kaczyńskiego nie jest osobą, która działałaby z własnej inicjatywy i ten krok jest bez wątpienia skonsultowany z samym prezesem. Ale Kaczyński wybrał sobie najgorszy z możliwych momentów na rozpętanie dzikiej awantury o aborcję.
Oczywiście, wiemy doskonale, że Kaczyński nie potrafi inaczej. Nie rozumie, co to jest polityka konsensusu. Nie mieści mu się w głowie, że można rządzić inaczej niż przez konfliktowanie wszystkich ze wszystkimi. Taką politykę prowadzi wewnątrz partii i obozu rządzącego, tak od pięciu lat rządzi Polską.
Już samo to, że TK zajął się sprawą aborcji, doprowadziło do kolejnej erupcji wojny między popierającymi całkowity zakaz aborcji i zwolennikami całkowitej jej dopuszczalności. To sprawa zero-jedynkowa, miejsca na kompromis w niej nie ma, więc konflikt był murowany. Wyrokiem zakazującym aborcji ze względu na ciężkie uszkodzenia płodu Trybunał otworzył już wrota piekieł.
Tyle że w obliczu katastrofy koronawirusowej ostatnie czego potrzebujemy, to dalsza polaryzacja. Sam premier podkreślał w środę w Sejmie, że najskuteczniejszą bronią w walce z pandemią jest solidarność społeczna i w tej sprawie miał akurat rację. Jak jednak ją budować, skoro polityka rządzącej partii skutecznie dzieli społeczeństwo, zamiast je łączyć.
Historia uczy nas, że w trudnych chwilach Polacy potrafią jednoczyć się ponad codziennymi podziałami, by niecodzienne tragedie przezwyciężać. To tradycja, której dziś potrzebujemy i oczekiwałbym od partii, która mieni się obrońcą tradycji, by ją uszanowała, a nie ją ostentacyjnie odrzucała, pogłębiając podziały w tej dramatycznej chwili. Rozpalające do czerwoności spory kulturowe mogą poczekać, bo koronawirus czekać nie zamierza. A stawką starcia z nim jest przecież ludzkie życie.