Z COVID-19 spadajcie na bambus!
Wojna w Ukrainie przestała ciągnąć media. Oczywiście wiele z nich nadal z powodu nowo zarządzonej w Polsce poprawności politycznej próbuje temat wciskać swoim odbiorcom, ale to już się nie sprzedaje. Można się na to zżymać, ale byłoby to infantylne. Nie można wymagać od ludzi życia w ciągłym pobudzeniu i wzmożeniu, szczególnie jeśli przytłaczają ich własne problemy – a tak właśnie jest. Jak przewidywałem już miesiące temu, Polacy odczuwają skutki embarg i blokad nie mniej niż przeciętny Rosjanin, a może nawet bardziej i oczekują, że elity tym się właśnie zajmą, zamiast nieustannie zachłystywać się tym, jak niesamowicie hojnie wspieramy Ukrainę.
No, ale skoro wojna już nie przyciąga do ekranów, to trzeba znaleźć coś nowego. Albo nowego starego. I cyk – proszę bardzo: przecież mamy COVID-19. Oto wracają doskonale znani nieśmiertelni koncesjonowani eksperci, a także doskonale znane mrożące krew w żyłach nagłówki: „Fala zakażeń”, „Epidemia przybiera na sile”, „Miliony w lockdownie”, „Koronawirus znów zmutował”, „Cicha fala covid” – nie wymyśliłem tego, to autentyczne tytuły z ostatnich dni. Nie wiem, czy ktoś się tej sztucznie kreowanej psychozie zamierza poddawać – ja na pewno nie, ale świeżo opublikowany sondaż może wskazywać, że nie zadziała to już na większość Polaków. W sumie prawie 65 proc. zachowuje w tej sprawie spokój, podczas gdy niepokój odczuwa jedynie około 31 proc. COVID-19 miał być – słusznie – traktowany jak jedna z wielu chorób. Czy będziemy w podobny sposób analizować epidemię zwykłej grypy albo zapalenia gardła?
Nie mam wątpliwości, że wielu w mediach, ale też wśród polityków cieszy wizja powrotu do covidowego szaleństwa i zamordyzmu. Może więc jednak warto sobie przypomnieć, że to szaleństwo miało swoje konsekwencje. Wśród nich są na przykład marne wyniki tegorocznego egzaminu ósmoklasisty – z polskiego średnia punktów wyniosła 60 proc., z matematyki 57 proc., nawet z relatywnie najprostszego angielskiego zaledwie 67 proc. Trudno tego nie wiązać z długimi miesiącami zdalnej nauki. Nasza rekordowa inflacja, którą zdaniem pana prezydenta mamy przetrzymać, zaciskając zęby, wzięła się w dużej mierze z tarcz antycovidowych, które wlały na rynek nawet 200 mld zł. Ale tarcz nie musiałoby być, gdyby nie idiotyczne decyzje o zamykaniu całych branż na długie miesiące zapadające bez śladu analizy, na zasadzie małpowania głównego nurtu (poza którym pozostawała konsekwentnie Szwecja).
Chcemy do tego wszystkiego wracać, z nic niedającymi maseczkami – co potwierdzają badania – włącznie? Ja dla straszących COVID-19 mam tylko jedną radę: spadajcie na bambus!