Boimy się wojny

i

Autor: Super Express (4), AP Photo/Czarek Sokolowski Boimy się wojny

W Serpelicach pod granicą pustki

Pan Jan mieszka przy granicy z Białorusią i wyznaje: W nocy słucham, czy już do nas nie strzelają

Rząd wyznaczył strefę buforową na granicy z Białorusią, wysyła dodatkowe jednostki wojska i zapowiada poprawę muru granicznego.  Tymczasem w urokliwej, turystycznej miejscowości Serpelice (woj. mazowieckie) oddalonej zaledwie o 6 km od granicy z Białorusią, da się wyczuć strach i wyczekiwanie. Ludzie boją się wojny, boją się emigrantów. Narzekają na brak turystów, którzy zawsze o tej porze roku wypełniali ośrodki wypoczynkowe i prywatne kwatery. Teraz ulice świecą pustkami, na drzwiach domków kempingowych wiszą kłódki, a właściciele kwater z rezygnacją wyglądają klientów. - W nocy słucham, czy już do nas nie strzelają - mówi nam Jan Pawliński, który od 82 lat mieszka przy granicy z Białorusią. 

Serpelice to malownicza miejscowość w powiecie łosickim, niedaleko granicy z Białorusią. Od wielu dekad była oblegana przez wczasowiczów z całej Polski. Specyficzny leśny klimat i bliskość Bugu sprawiały, że od czerwca ciężko było znaleźć wolne miejsca w ośrodkach wypoczynkowych i w prywatnych kwaterach. Teraz to wszystko się zmieniło. Bliskość granicy odstrasza turystów. Lokalni przedsiębiorcy z przerażeniem patrzą w przyszłość i mówią, że jak tak będzie dalej, to pozamykają biznesy. Sami są też pełni obaw o siebie i swoje rodziny.

Sklep spożywczy w centrum wsi zawsze był oblegany przez turystów. Teraz świeci pustkami. – Słabo teraz z handlem. Wszystko zaczęło się psuć, jak doszło do wojny między Rosją a Ukrainą. Ludzie boją się także emigrantów szturmujących polską granicę. Efekt: mamy niewielu kupujących – mówi Marta Halimoniuk (39 l.), ekspedientka. – Z samych mieszkańców Serpelic nie da się utrzymać biznesu - dodaje. 

Narzeka też Jerzy Czyż (64 l.), właściciel szkoły jazdy konnej. – Szkołę prowadzę  od ponad dwudziestu lat, ale takiej biedy jeszcze nie było – mówi. – Turystów jak na lekarstwo. Nie stać mnie już na utrzymanie wierzchowców i myślę, by część koników sprzedać. Z obawą myślę o przyszłości. Co będzie jak rozpęta się wojna z Białorusią? - zawiesza głos. Za gospodarstwem pana Jerzego płynie Bug, a za nim zaraz jest granica. - Kto wie czy jakaś zabłąkana rakieta nie uderzy w moje budynki i zakończy życie moje i moich koni - mówi.

Inni mieszkańcy Serpelic również boją się ataku Łukaszenki. – Codziennie ze strachem słucham wiadomości – mówi pani Halina Kałabun (75 l.). – Niby mówią, by się nie martwić, ale zawsze czarne myśli przychodzą do głowy. Ruscy nie przejmowali się i napadli na Ukrainę, a Łukaszenko to ta sama liga. Nasza miejscowość opustoszała, bo letnicy omijają nas dużym łukiem. Po prostu nie chcą odpoczywać w miejscu, w którym w każdej chwili coś się może wydarzyć – kobieta pokazuje w kierunku granicy. Niemal codziennie widzą pędzące samochody straży granicznej. - Emigranci cały czas szturmują. Wiemy o atakach na strażników, żołnierzy. Sami też się ich boimy - zaznaczają mieszkańcy, których spotkaliśmy.  

Jan Pawliński mieszka w Serpelicach od 82 lat, czyli od urodzenia. – Przeżyłem tu wiele, ale nigdy nie bałem się o następny dzień – opowiada. – Co dziś tu mamy? Pustkę, ciszę i strach, który unosi się w powietrzu. Kiedyś był tu gwar. Aż miło było patrzeć na uśmiechnięte buzie dzieciaków. Organizowano kajakowe wycieczki po Bugu, zawody wędkarskie i nocne ogniska.  A teraz? Co jakiś czas przejedzie samochód, albo transport wojskowy i to wszystko. W nocy słucham, czy już do nas nie strzelają – zaznacza Jan Pawliński. 

M.K.BŁOŃSKA: ZA RZĄDÓW PLATFORMY GRANICA BĘDZIE SZCZELNA
Sonda
Czy strzegący granicy powinni użyć broni w sytuacji, gdy ich życie jest zagrożone?
Listen on Spreaker.