Serpelice to malownicza miejscowość w powiecie łosickim, niedaleko granicy z Białorusią. Od wielu dekad była oblegana przez wczasowiczów z całej Polski. Specyficzny leśny klimat i bliskość Bugu sprawiały, że od czerwca ciężko było znaleźć wolne miejsca w ośrodkach wypoczynkowych i w prywatnych kwaterach. Teraz to wszystko się zmieniło. Bliskość granicy odstrasza turystów. Lokalni przedsiębiorcy z przerażeniem patrzą w przyszłość i mówią, że jak tak będzie dalej, to pozamykają biznesy. Sami są też pełni obaw o siebie i swoje rodziny.
Sklep spożywczy w centrum wsi zawsze był oblegany przez turystów. Teraz świeci pustkami. – Słabo teraz z handlem. Wszystko zaczęło się psuć, jak doszło do wojny między Rosją a Ukrainą. Ludzie boją się także emigrantów szturmujących polską granicę. Efekt: mamy niewielu kupujących – mówi Marta Halimoniuk (39 l.), ekspedientka. – Z samych mieszkańców Serpelic nie da się utrzymać biznesu - dodaje.
Narzeka też Jerzy Czyż (64 l.), właściciel szkoły jazdy konnej. – Szkołę prowadzę od ponad dwudziestu lat, ale takiej biedy jeszcze nie było – mówi. – Turystów jak na lekarstwo. Nie stać mnie już na utrzymanie wierzchowców i myślę, by część koników sprzedać. Z obawą myślę o przyszłości. Co będzie jak rozpęta się wojna z Białorusią? - zawiesza głos. Za gospodarstwem pana Jerzego płynie Bug, a za nim zaraz jest granica. - Kto wie czy jakaś zabłąkana rakieta nie uderzy w moje budynki i zakończy życie moje i moich koni - mówi.
Inni mieszkańcy Serpelic również boją się ataku Łukaszenki. – Codziennie ze strachem słucham wiadomości – mówi pani Halina Kałabun (75 l.). – Niby mówią, by się nie martwić, ale zawsze czarne myśli przychodzą do głowy. Ruscy nie przejmowali się i napadli na Ukrainę, a Łukaszenko to ta sama liga. Nasza miejscowość opustoszała, bo letnicy omijają nas dużym łukiem. Po prostu nie chcą odpoczywać w miejscu, w którym w każdej chwili coś się może wydarzyć – kobieta pokazuje w kierunku granicy. Niemal codziennie widzą pędzące samochody straży granicznej. - Emigranci cały czas szturmują. Wiemy o atakach na strażników, żołnierzy. Sami też się ich boimy - zaznaczają mieszkańcy, których spotkaliśmy.
Jan Pawliński mieszka w Serpelicach od 82 lat, czyli od urodzenia. – Przeżyłem tu wiele, ale nigdy nie bałem się o następny dzień – opowiada. – Co dziś tu mamy? Pustkę, ciszę i strach, który unosi się w powietrzu. Kiedyś był tu gwar. Aż miło było patrzeć na uśmiechnięte buzie dzieciaków. Organizowano kajakowe wycieczki po Bugu, zawody wędkarskie i nocne ogniska. A teraz? Co jakiś czas przejedzie samochód, albo transport wojskowy i to wszystko. W nocy słucham, czy już do nas nie strzelają – zaznacza Jan Pawliński.