Pamiętajmy o zbrodniach Wehrmachtu

2009-09-04 4:00

O terrorze niemieckiej armii we wrześniu 1939 r., kontrowersjach wokół polskiej kawalerii i wkroczeniu Sowietów opowiada wybitny historyk prof. Andrzej Ajnenkiel.

"Super Express": - Co sprawiło, że żołnierze Wehrmachtu - niemieckiej armii powstałej w 1935 roku po wprowadzeniu powszechnej służby wojskowej - w czasie kampanii wrześniowej brali udział w zbrodniach?

Prof. Andrzej Ajnenkiel: - Niemieckie zbrodnie wynikały z dwóch czynników - ideologii hitlerowskiej, która już od 1933 roku konsekwentnie zatruwała niemieckie społeczeństwo, a także z bezpośrednich decyzji Hitlera wydanych 22 sierpnia 1939 roku, gdy powiedział, że Polaków trzeba zlikwidować jako naród, a nie litować się nad nimi. To była wyjściowa teza wojny i często znajdowała wyraz w działaniach Wehrmachtu.

- Czy da się oszacować, ilu żołnierzy Wehrmachtu uczestniczyło w zbrodniach na ludności polskiej?

- Na ziemiach polskich było około półtora miliona żołnierzy niemieckich i w działaniach mających charakter zbrodniczy mogło uczestniczyć co najmniej kilkanaście tysięcy z nich. Gdy w 1945 roku zaczęto dokumentować zbrodnie niemieckie dokonywane przez różne umundurowane i uzbrojone oddziały, ci, którzy przeżyli wojnę, nie zawsze potrafili ustalić, kto był katem - Wehrmacht, czy np. formacje policyjne. W każdym razie przypadki zbrodni żołnierzy na Polakach z pewnością nie były jednostkowe.

- Czy można powiedzieć, że wojna rozpoczęta 1 września była pierwszą, podczas której na tak wielką skalę łamano konwencje międzynarodowe?

- Tak, przynajmniej w Europie. Niemcy na ogromną skalę bombardowali polskie miasta. Samoloty Luftwaffe, wchodzące w skład regularnej armii niemieckiej, atakowały z bardzo niskiej wysokości kolumny uciekających ludzi - Niemcy wiedzieli, że są bezbronni. Te naloty były największą zbrodnią dokonywaną na Polakach w czasie kampanii wrześniowej. Symbolem tych zbrodni był całkowicie pozbawiony instytucji wojskowych Wieluń - miasto zbombardowane jako pierwsze, wczesnym rankiem 1 września 1939 roku. Jednak te masowe ataki na ludność cywilną powtarzały się przez cały wrzesień. Zdarzały się też przypadki rozstrzeliwania polskich żołnierzy wziętych przez Niemców do niewoli, np. po upadku twierdzy Modlin. Po 1945 roku zbrodnie te zaczęto traktować jako przestępstwa podlegające karze. Jednak nie dość konsekwentnie, ponieważ odpowiedzialność za nie była traktowana dość wybiórczo - np. w procesie norymberskim uczestniczył po stronie oskarżycieli przedstawiciel strony sowieckiej, a więc strony również odpowiedzialnej za zbrodnie dokonane w latach II wojny światowej.

- Jak potoczyłaby się kampania wrześniowa, gdyby Armia Czerwona nie zaatakowała Polski 17 września 1939 roku? Czy zwycięstwo niemieckiej wojny błyskawicznej - Blitzkriegu nie nastąpiłoby później, a może zachodni alianci pomogliby Polsce?

- Oba wydarzenia trzeba rozpatrywać łącznie. 12 września 1939 roku na konferencji w Abbeville alianci zachodni definitywnie zdecydowali o nieudzieleniu pomocy Polsce. Faktycznie jednak takie stanowisko prezentowali już od początku przygotowań do wojny - od lutego 1939 roku. Jeśli chodzi o nasze szanse, we wrześniu 1939 roku wojsko polskie nie mogło samo odnieść zwycięstwa w walce z armią niemiecką - wówczas najsilniejszą armią lądową świata. Można jednak przyjąć, że gdyby Sowieci nie zaatakowali 17 września, to ostatnie regularne jednostki polskie - jak ta generała Franciszka Kleeberga pod Kockiem - broniłyby się dłużej, może do późnej jesieni. Na pewno agresja sowiecka uniemożliwiła dalszy zorganizowany opór, jaki był prowadzony do 17 września, i przyspieszyła klęskę Polski. Warto też zwrócić uwagę na takie czynniki, jak zmiana pogody w drugiej połowie września. Niemcy nie byli w stanie prowadzić nalotów we mgle. Jesienne zmiany pogodowe zmniejszyłyby też mobilność niemieckich oddziałów zmotoryzowanych.

- Podczas kampanii wrześniowej miały miejsce wydarzenia, które z czasem obrosły legendą. Jednym z nich jest bitwa pod Krojantami, gdy polska kawaleria ruszyła na wojsko niemieckie. Słychać czasem głosy, że był to manewr bezsensowny i korzystanie z kawalerii w tak nowoczesnej wojnie było szaleństwem.

- Zasadą walki kawalerii było wówczas to, by koń służył jako środek transportu, który miał zapewnić żołnierzom lepsze uzbrojenie. Kawalerzyści byli w walce spieszani, to znaczy schodzili z koni, które zostawały na zapleczu działań, a następnie ruszali do walki. Uważam, że w trakcie bitwy pod Krojantami nie było lepszego wyjścia. Rozpoznano niemiecką piechotę, którą następnie kawaleria zaatakowała z konia. Działając szybko i z zaskoczenia, miała przewagę. Dopiero później pojawiła się nagle niemiecka broń pancerna. Mimo to udało przedrzeć się znacznej części naszych wojsk, co nie nastąpiłoby, gdyby nie użyto koni.

Andrzej Ajnenkiel

Prof. dr hab. historii, wykładowca w Wyższej Szkole Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego w Warszawie