Bijąc Kreml po pysku
„Aż przyjdą czasy, gdy te kut… na baczność będą przed nami stać, ręka nie zadrży jak liść osiki, gdy będziem w ruską mordę lać”. W tej cokolwiek wulgarnej pieśni szwoleżerów walczących w 1920 roku z bolszewikami zawarta jest wskazówka jak prowadzić jedyną możliwą dyplomację z Kremlem. Ostatnie rozmowy rosyjsko-ukraińskie znowu tego dowodzą, co zresztą w historii nie jest niczym nowym.
Żona ważnego polityka PSL jest Ukrainką. Opowiada, co dzieje się z jej rodziną [TYLKO W SE]
Jak historia historią Rosja, nie dawna Ruś Włodzimierza Wielkiego z Kijowa, a Rosja moskiewska, kremlowska, czy potem petersburska, kłaniała się silniejszym od siebie i gnębiła słabszych. Korzyła się bez walki przed Mongołami, dostawała cięgi od Polaków w siedemnastym wieku, podlizywała Hitlerowi w 1939 roku. Doskonała była za to w intrygach, podgryzaniu i gnębieniu słabych: Tatarów, Czeczenów, podbitych przez trzy kraje naraz Polaków. Kto by nie rządził to reguła była ta sama, bez względu czy był to carat, Związek Sowiecki czy putinizm: im ktoś był słabszy, tym Rosjanie bardziej go męczyli, im był silniejsi tym bardziej się przed nim korzyli.
Do tego każdy gest ocieplenia, przyjaźni, rozbrojenia z miejsca traktowała jako słabość przeciwnika. Jeśli ktoś nie prał po pysku jak nie przymierzając amerykański prezydent Ronald Reagan to z miejsca traktowano to jako słabość. Tak było choćby za rządów Baracka Obamy i jego wiceprezydenta Joe Bidena, kiedy ocieplanie relacji z Rosją skończyło się tym, że Rosjanie zaczęli bombardować Syrię, zajęli Krym i rozpoczęli pierwszą, mniejszą wojnę na Ukrainie. Tak Było też, kiedy Joe Biden został prezydentem i z miejsca przyzwolił na blokowany przez Donalda Trumpa gazociąg Nord Stream 2 i nie przejawiał większego zainteresowania kwestią zagrożenia ze strony Rosji. Dłoń wyciągniętą do pojednania, włodarze Kremla, zawsze traktowali jako gest słabości, rozumieli tylko strzał w pysk.
Dlatego warto o tym pamiętać, kiedy będą pojawiać się kolejne propozycje pokojowe, a wszystkie będą zawierać element rozbrojenia Ukrainy i odcięcia jej drogi do NATO. Było kiedyś potężne państwo, a potem już tylko miasto Kartagina. Jej wrogowie, Rzymianie najpierw nawołali do oddania broni. Potem, gdy Kartagińczycy już broń oddali, Rzymianie wbrew poprzednim umowom chcieli ich wypędzić, co skończyło się rozpaczliwą obroną i rzezią. Jeśli Ukraińcy mają się obronić muszą bronić się do końca, nie zgadzając się na żadne rozbrojenie. A jeśli nie chcemy być po nich musimy ich w tym wspierać. Rosja siłę prędzej czy później doceni. Tak jak w żurawiejce naszych szwoleżerów, którzy Rosjan pobili także dlatego, że świetnie ich znali.