Paweł Adamowicz świętował razem z innymi mieszkańcami Gdańska 27. finał WOŚP. 13 stycznia 2019 roku o godzinie 20:00 stał na scenie, celebrując Światełko do Nieba, czyli kulminacyjny moment zbiórki. Nagle z boku sceny wybiegł mężczyzna, który rzucił się na prezydenta miasta, a potem triumfalnie paradował po scenie, wziął mikrofon i wygłosił swoje oświadczenie. Stefan W. został powalony przez ochronę, a następnie wyprowadzony ze sceny. Chwilę później zaczęła się reanimacja ciężko rannego Pawła Adamowicza, imprezę zakończono, a na miejscu pojawiły się dwie karetki. Samorządowiec został przetransportowany do szpitala uniwersyteckiego w Gdańsku, gdzie natychmiast przeszedł 5-godzinną operację. Lekarze jednak określali jego stan jako bardzo ciężki. Kolejne godziny spędził na OIOM-ie, walcząc o życie. - Ten stan był bardzo, bardzo, bardzo ciężki, na granicy życia i śmierci. Fantastyczny zespół w szpitalu uniwersyteckim robił, co mógł – mówił wówczas Łukasz Szumowski. Podkreślił, że w walkę o uratowanie Pawła Adamowicza było zaangażowanych 20 osób. - To zespół, który spróbował pomóc panu prezydentowi . Walka trwała, koledzy zrobili, co mogli. Sytuacja medyczna była dramatyczna – mówił ówczesny minister zdrowia.
Sprawdź: Brat Pawła Adamowicza dostał PRZERAŻAJĄCĄ wiadomość. "Zadźgamy ciebie tak, jak..."
W naszej galerii możesz zobaczyć pogrzeb Pawła Adamowicza.
Z informacji przekazywanych przez lekarzy wynikało, że prezydent Gdańska nie oddycha samodzielnie. Był podłączony do sztucznego płuca i serca, przetoczono mu też 40 jednostek krwi, czyli około 20 litrów. Warto zaznaczyć, że w ciele dorosłego człowieka jest tylko od 4 do 6 litrów krwi. - Mówiąc kolokwialnie, ta krew uciekała z pokiereszowanego ciała – mówił wówczas Szumowski.
Brat wspomina swoje pożegnanie z Pawłem Adamowiczem
- 14 stycznia tuż po godzinie 8. postanowiłem porozmawiać z ordynatorem OIOM-u. Mnie te mrugające wskaźniki, ten bardzo nieprzyjemny widok, nic nie mówiły. Przyjął mnie, a chwilę po tym zebrało się konsylium. Było wielu lekarzy, także minister zdrowia. Byłem przygotowany na to, że będzie koniec, ale zawsze jest jakaś nadzieja. Sens tej rozmowy był taki, że to raczej jest już koniec. Więc zapytałem, czy można coś jeszcze sprawdzić, bo zrobić to, co można, to oni zrobili, ale być może można coś jeszcze sprawdzić, czy jednak coś zaskoczy, zacznie działać. Wyjaśnili, że sytuacja jest bardzo zła, ale jest jeszcze pewna metoda, która nie uratuje, ale pokaże, czy w ogóle można mówić o jakiś szansach. Poprosiłem, by to zrobili – wspominał w rozmowie z „Faktem” brat zabitego prezydenta, Piotr Adamowicz. Wyjawił, ze lekarze podjęli jeszcze jedną próbę, która wykazała, że nie ma szans, by przeżył. Wtedy powiadomił rodzinę, która pożegnała się z umierającym Pawłem Adamowiczem. - Przyjechali moi rodzice. Weszliśmy do tej sali, on tak leżał, wszystkie monitory mrugały. Matka dotknęła czoła, ojciec dotknął czoła, ja nie chciałem tego przeciągać, bo to przecież był OIOM, leżały tam inne osoby w stanie krytycznym, on co prawda leżał z boku tej długiej sali, zaraz przy wejściu, ale to jednak zakłóca. To trwało 2-3 minuty – mówił „Faktowi” brat samorządowca.
Zobacz: Tak wygląda grób Pawła Adamowicza. Prezydent Gdańska spoczął w wyjątkowym miejscu [ZDJĘCIA]
Około godziny 14:00 tego dnia Paweł Adamowicz zmarł wskutek wstrząsu krwotocznego i wielonarządowej niewydolności. - Musimy sobie uświadomić, że śp. Paweł Adamowicz doznał potwornych urazów. To nie było skaleczenie, przecięcie. Serce, jelita, śledziona, przepona, wszystko w wyniku brutalnego ataku – mówił Łukasz Szumowski. Opisał też makabryczne szczegóły. - Pan prezydent miał nie tylko zranione serce, bo czasem sam mięsień się obkurcza i ta krew pozostaje, prezydent miał wiele ran, wiele miejsc. To serce było bardzo mocno zranione, można powiedzieć, że miał rozdarte serce – stwierdził.