"Super Express": - Co w Platformie mówi się o pomyśle Romana Giertycha połączenia w jednym terminie wyborów prezydenckich i parlamentarnych?
Robert Tyszkiewicz: - Nie słyszałem w Platformie ani jednej dyskusji na ten temat. Dominujący nurt w PO chce zakończenia kadencji w regularnym terminie konstytucyjnym, bez żadnego przyspieszania. Od początku mówiliśmy i nadal mówimy o czteropaku wyborczym, nie o trójpaku. Tego się trzymamy. Dziwne byłoby, gdyby partia rządząca planowała skracanie kadencji bez wyraźnego powodu. Skaracanie kadencji zawsze jest dla partii rządzącej kłopotem. To jest spore zamieszanie w życiu publicznym, a nam zależy na utrwalaniu stabilnego i solidnego wizerunku.
- Wystąpienie mecenasa Giertycha było więc tylko radą wiernego zausznika rządu i PO? A może premier Tusk chciał wstępnie wybadać opinię publiczną, jak przyjmie taki scenariusz?
- W dziedzinie koncepcji politycznych Roman Giertych znany jest z takich szarż ułańskich. Utwierdza swój wizerunek niestandardowego publicysty i komentatora życia politycznego. Jak zawsze robi to na własną rękę. Mogę wymienić wiele pomysłów mecenasa Giertycha, których inspirację przypisywano PO. Zawsze okazywały się wyłącznie jego osobistą kreacją.
- Więc czysto teoretycznie: połączenie tych wyborów pomogłoby zdobyć Platformie lepszy wynik?
- Byłbym wstrzemięźliwy w przypisywaniu przyspieszonym wyborom parlamentarnym korzystnego działania na wynik Platformy.
- Pomysłodawca argumentuje, że w ten sposób sondażowy blask i poparcie społeczne dla prezydenta spłynęłyby w połączonej kampanii wyborczej również na PO, która w sondażach traci...
- Trudno dziś wyrokować, jakie będą sondaże w przyszłym roku. Po drugie dla politycznego skonsumowania spodziewanego zwycięstwa Bronisława Komorowskiego w wyborach prezydenckich potrzebny jest upływ czasu. Dopiero to zwycięstwo pozytywnie wpłynie na wynik Platformy w jesiennych wyborach parlamentarnych. Zwłaszcza gdyby było to zwycięstwo efektowne, najlepiej w pierwszej turze. To byłaby szansa na korzystny wiatr w nasze żagle. Prezydent Komorowski będzie przecież startował jako kandydat PO. Gdy trwają kampania i wybory, nikt nie wie, jaki będzie ich wynik. W jaki sposób przełożyłoby się to więc na decyzje w lokalu?
- Prowadzilibyście wspólną kampanię wyborczą.
- Połączenie terminów wyborów mogłoby tylko zakłócić wybory prezydenckie.
Zobacz też: Uważaj! W tobie też tkwi wariat drogowy!
- Prezydent Komorowski w ogóle zgodziłby się na taki zabieg? Według mecenasa Giertycha wymagałoby to od niego poświęcenia.
- Mam zaszczyt cieszyć się przyjaźnią prezydenta, ale nie ośmieliłbym się za niego oceniać pomysłów politycznych. Uważam, że całe pokolenie Polaków przyzwyczaiło się już, że wybieramy prezydenta w oddzielnych wyborach. Łączenie wyborów prezydenckich i parlamentarnych akurat środowisku Platformy nie kojarzy się najlepiej.
- Z 2005 rokiem i podwójną przegraną z PiS.
- Właśnie. Ryzyko jest tu większe niż niepewne możliwe korzyści.
- Platforma mogłaby tłumaczyć, że łączy się wybory z oszczędności. To nie przekonałoby opinii publicznej?
- To jedyna wyrazista korzyść, jaką tu widzę. Z całą pewnością połączenie dwóch tak wielkich operacji wyborczych wiązałoby się z istotnymi oszczędnościami dla budżetu. Wcześniejsze wybory zawsze wymagają szczególnego uzasadnienia konstytucyjnego lub nadzwyczajnych okoliczności. Nic takiego na razie nie ma. Taka jest cena demokracji, że kalendarz wyborczy wyznaczają upływające kadencje.
- Co musiałoby się stać, żeby przeprowadzić operację połączenia wyborów?
- Arytmetyka wyborcza jasno pokazuje, że niezbędne byłoby porozumienie klubów Platformy z PiS w Sejmie. Dlatego wydaje mi się to wyjątkowo mało realne.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail