None
"Super Express": - Widzi ksiądz w Polsce złe duchy?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: - Widzę w Polsce konflikt społeczny, który mnie przeraża. Dla mnie jako człowieka wierzącego ten podział i ta nienawiść między dwoma obozami są owocem działania złego ducha. Ale niewierzący mogą patrzeć na to inaczej i uważać, że ludzie są po prostu podatni na taką agresję.
- O jakie złe duchy chodziło księdzu Małkowskiemu, gdy odprawiał egzorcyzmy na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie?
- Znam go od 30 lat i wiem, że jest bardzo pobożny i gorliwy. Ale ta sytuacja i kontekst tych egzorcyzmów były dla mnie zaskakujące. Ja bym czegoś takiego nie zrobił, bo tam było wyraźne pomieszanie spraw politycznych z religijnymi. Nie tędy droga. Cieszę się, że episkopat ma zamiar wydać obszerną instrukcję dotyczącą egzorcyzmów. W Polsce pojawiło się bardzo dużo egzorcystów, a ustawiczne mówienie o złych duchach może mieć odwrotny skutek.
- Z czego się wzięła nienawiść, o której ksiądz mówił?
- To jak relacja między bardzo bliskimi osobami, które w pewnym momencie się ze sobą skonfliktowały. Przecież PO i PiS walczą w sumie o ten sam elektorat. Ludzie obu tych partii wyszli z tego samego etosu Solidarności. Kiedyś byli razem, a potem się podzielili. Nadal mają jednak bardzo wiele wspólnego.
Zobacz też: Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski dla SE: Nasi politycy wspierają lidera nazistów
- Katastrofa smoleńska bardzo ten podział pogłębiła.
- Oczywiście. Ja uważam, że trzeba godnie upamiętnić jej ofiary, ale absolutnie nie wierzę w żaden zamach. A oskarżenia, jakie padają z obu stron, są okrutne i nieprawdziwe. Z jednej strony mamy zdrajców i przyjaciół Putina, a z drugiej oszołomów i pomyleńców.
- Trwa kampania wyborcza i nie wygląda, jakby coś miało się zmienić na lepsze.
- Czekają nas cztery kampanie. Ten podział dalej będzie się tylko pogłębiał. W sondażach raz jedni mają większe poparcie, raz drudzy. Żadna z tych dwóch partii w najbliższym czasie nie wygra zdecydowanie. To będzie przewaga najwyżej 2-3 proc. W tym wszystkim umyka wiele ważnych problemów społecznych, jak np. sprawa opieki nad niepełnosprawnymi, która obciąża wszystkich polityków. To oni zaniedbywali ją od wielu lat, jeszcze od czasów rządów SLD. W konfliktach polityków najbardziej pokrzywdzeni są ci najsłabsi, ich sprawy nie są rozwiązywane, bo zawsze decyduje element polityczny. Nie ma u nas celów, które byłyby ponad podziałami.
- Co musiałoby się stać, żeby ta sytuacja się poprawiła?
- Nie wiem. Tak zwana scena polityczna jest tak zaklinowana, że musiałoby dojść do jakiegoś przewrotu, musieliby pojawić się jacyś nowi ludzie z nowymi wartościami. Dziś nie decydują projekty czy programy, ludzie głosują przeciwko partiom, a nie za nimi. To żaden wybór.
Polub se.pl na Facebooku