Premier Donald Tusk w wywiadzie dla Polsat News oświadczył, że w Polsce nie ma przestrzeni na rewolucję podatkową i przeprosił, że będąc w opozycji, domagał się obniżenia podatków. Tak oto w ciągu siedmiu lat liberał przeistoczył się w pełnokrwistego socjalistę i sukcesywnie podnosi nam podatki. Tak, tak, podnosi, bo czymże innym jest zamrożenie przed pięciu laty progów podatkowych i kwoty wolnej od opodatkowania!? To swoją drogą polski paradoks. Gdy socjaliści z PiS doszli do władzy, to postąpili jak klasyczni liberałowie - obniżyli podatki, szczególnie tym, którzy zarabiali najwięcej (likwidacja trzeciego progu podatkowego). Równie liberalnie zachował się socjalistyczny gabinet Leszka Millera, który skrócił urlopy macierzyńskie, nomen omen przez liberała Tuska wydłużone, i to aż do roku!
W tej sytuacji nie dziwi coraz większa absencja przy urnach wyborczych. Bo jak dokonać wyboru, skoro nasza prawica jest lewicowa, a lewica prawicowa, liberałowie podnoszą podatki i nacjonalizują fundusze emerytalne, a socjaliści robią dobrze bogaczom i tną wydatki socjalne?
W wywiadzie premiera uderzyła mnie jeszcze jedna rzecz, zresztą doskonale ukazana w skompromitowanym spocie rządowym wyprodukowanym z okazji 10. rocznicy wejścia do Unii. Poza drogami i stadionami, jakże ładnie pokazanymi, nie mamy się czym pochwalić. Nie przez przypadek w sławetnym spocie nie pokazano nowoczesnych przedszkoli i żłobków; nowoczesnych szpitali i przyjaznych urzędów; polskich fabryk, wdrażających innowacyjne rozwiązania polskich naukowców; polskiej wyższej uczelni, która znalazłaby się w światowej setce; polskiego produktu, który podbijałby świat, czy w końcu polskiego noblisty, ale niekoniecznie pokojowego.