Pierwsza nauka była taka, że nie należy myśleć samodzielnie, bo to się może źle dla zdającego skończyć. Temu skutecznie przysłużył się system, w którym uczeń jest przez lata szkolony nie po to, by podzielił się na egzaminie swoimi przemyśleniami, ale by pomyślał dokładnie tak, jak się od niego oczekuje. W ten sposób będzie w przyszłości choćby idealnym pracownikiem polskich mediów zadającym urzędującemu prezydentowi pytania zaczynające się od słów: "my, którzy pana popieramy...".
Jak się prezydent zmieni na zupełnie innego, to on po prostu będzie szybko musiał odgadnąć i jego myśli.
Teraz jednak maturzyści dostali kolejną cenną lekcję. Najwyższa Izba Kontroli właśnie skontrolowała prace komisji egzaminacyjnych w latach 2009-2013. Efekt? Okazało się, że co czwarta z oprotestowanych przez uczniów matur powinna zostać unieważniona, bo została źle sprawdzona!
Zobacz też: Wiktor Świetlik: Jak Kalisz został Dodą.
Co ciekawe, gdy się okazywało, że egzaminator sobie nie radzi albo z innych przyczyn niewłaściwie ocenia, to za karę musiał sprawdzać kolejne matury w kolejnym roku. Dlaczego nieudolni egzaminatorzy nie mogli być odsuwani? Trudno powiedzieć. Jedyną chyba prawdziwą odpowiedź daje zakończenie rosyjskiej fraszki, o kniaziu, który zasiadał w akademii nauk: "Skąd u niego godność ta? Ano stąd, że d. ma!".
Jak widzisz, nasza kochana dziatwo, podobnie jak samodzielne myślenie, nauka nie jest taka ważna. Przykładać się do pracy też nie ma po co. Wszystko to tylko takie lanie wody, bo przecież wynik matury nie zależy od tego, kto ją pisał, a od tego, kto sprawdzał.
Żeby sobie w życiu poradzić, mieć pozycję, samochód, dom, lalę lub chłopca jak z żurnala, i zegarek taki jak Sławek Nowak, trzeba umieć się podlizać, kogoś znać, gdzieś się wkręcić i posadzić wspomnianą część ciała w odpowiednim miejscu.
I to jest prawdziwy polski egzamin dojrzałości.
Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail