Przez osiem lat PO głosiła, że nie rządzi po to, by kreślić wielkie wizje, ale po to, by zapewnić ludziom dopływ ciepłej wody do kranów. Dlaczego wyborcy nagle mieliby uwierzyć, że o coś oprócz trwania przy władzy jednak Platformie chodzi? Oczywiście, Polska to kraj nieograniczonych możliwości, ale nawet nad Wisłą nie da się z dnia na dzień z hydraulika zrobić męża stanu. Trzeba było się przekwalifikować już dawno temu, żeby dziś mieć w tej kwestii jakąkolwiek wiarygodność.
Zobacz: Wpadka Kopacz z JOW-ami. Kukiz pojedzie po niej jak po Lis? [ZAPIS RELACJI i PODSUMOWANIE]
Podobnie jest z przemianą PiS. Po wyborach prezydenckich słusznie uznano, że lepiej dla tej formacji, by na pierwszą linię frontu nie wystawiać jej prezesa. Ten się źle ludziom kojarzy i trzeba postawić na kogoś innego. Beata Szydło, za którą idzie fama sprawnego polityka, który potrafił z Andrzeja Dudy zrobić prezydenta i któremu trudno zarzucić typowy dla PiS radykalizm, to wybór dobry. Ale zbyt długo Jarosław Kaczyński niepodzielnie rządzi swoją formacją, by naiwnie przypuszczać, że oto mamy do czynienia z politykiem samodzielnym. Kimś, kto nie melduje swoich poczynań prezesowi. Z całą sympatią dla pani Szydło, ale duch prezesa nad ewentualną przyszłą premier cały czas będzie się unosił.
I w przypadku PO, i PiS, wiele musi się zmienić, żeby nie zmieniło się nic. Radziłbym więc być sceptycznym wobec tych nowych otwarć.