"Super Express": - Pojawił się pierwszy sondaż pokazujący, że jesienią możemy mieć premiera Pawła Kukiza.
Dr Bartłomiej Biskup: - To nie powinno nas zaskakiwać. Po pierwszej turze wyborów prezydenckich widać było pewną tendencję i zmęczenie naszymi obecnymi elitami. Oczywiście to może się wahać, ale przecież ten sondaż nie odbiega jakoś znacznie od wyniku Pawła Kukiza z pierwszej tury.
- Czyli ma jeszcze sporo do zdobycia.
- Albo do stracenia. To jest wciąż efekt świeżości. Niedługo poznamy jakieś postulaty programowe oprócz JOW-ów albo przynajmniej hasła i będzie wiadomo więcej. Co ciekawe, w przypadku ruchu Pawła Kukiza to wcale nie musi znacząco wpłynąć na wyborców.
Zobacz: Jaśnie pan Sikorski chce dać podwyżkę posłom
- Może wpłynie na media? W "Gazecie Wyborczej", a to przykłady zaledwie z jednego numeru, można było przeczytać, że Kukiz to drugi Chavez albo że "w zbuntowanych Kukiz widzi pożytecznych idiotów, przejmując ich oczekiwania do własnych celów". Nie za dużo tej histerii?
- Niektórzy publicyści, jeżeli jakieś wybory idą nie po ich myśli, ujawniają różne irracjonalne strachy. Szczególnie "Gazeta Wyborcza", prezentując określoną opcję. Świadczy to jednak o zupełnym niezrozumieniu tego, co się dzieje w społeczeństwie, i stąd zapewne te przesadzone analogie. Ruch Kukiza nie jest jakiś radykalny. Na dziś można go nazwać populistycznym, ale nic więcej. Nie wiąże się z podważaniem demokracji...
- Mam wrażenie, że zgłaszane do tej pory postulaty mają przynajmniej deklaratywnie pogłębiać demokrację...
- Właśnie! To w żaden sposób nie przypomina tych skrajnych ruchów z Holandii lub Austrii sprzed kilku lat. Możemy powiedzieć, że ruch Kukiza jest antyelitarny, ale to nie jest jeszcze koniec świata i nie można jeszcze straszyć, że to antydemokratyczne. Ten ton niektórych mediów może jednak być tym bardziej obecny, im częściej będziemy mieć sondaże potwierdzające popularność Kukiza. Słyszałem już nawet polityków takich jak Piechociński lub Zdrojewski, którzy zaczęli przebąkiwać o powrocie do koalicji PO i PiS.
- Po co?
- Wie pan, szeroko pojęte elity partyjne mogą zacząć postrzegać Kukiza jako zagrożenie dla swoich interesów i państwa i nagle PO-PiS może wrócić. Owszem, to wydaje się nieprawdopodobne, ale kto wie? Robi się już z Kukiza jakiegoś Tymińskiego. Nie jest jednak drugim Tymińskim, sporo o nim wiadomo - skąd się wziął i z czego wynika poparcie dla niego.
- Rzeczywiście mam wrażenie, że Kukiz stanie się najbardziej znienawidzonym przez część mediów i elity politykiem. Zastąpi Jarosława Kaczyńskiego? Oglądając telewizję i czytając teksty o nim, mam wrażenie, że dziś nie straszy się już PiS i Kaczyńskim, ale Kukizem.
- I to jest jakieś zwycięstwo Kaczyńskiego (śmiech). Choć to może być część powodów tego strachu, bo naturalnym koalicjantem PiS jest właśnie Paweł Kukiz. Straszenie PiS-em nie działa, starają się więc straszyć Kukizem, może to się uda. Tymczasem naprawdę nie ma co straszyć ludzi, bo na to jest zdecydowanie za wcześnie. Poczekajmy na listy, na jego ludzi. Poczekajmy, co będą chcieli zrobić oprócz JOW-ów. Sam Kukiz nie przeciwdziała temu zamieszaniu, niewiele odkrywa...
- Robi źle? Czy wręcz bardzo dobrze, bo histeria elit i te ataki uwiarygadniają go w oczach wyborców? Zarozumiałe i bezkarne do tej pory elity się boją, a więc Kukiz robi to, na czym zależy jego wyborcom?
- Też uważam, że to może być przemyślana i udana strategia. To przecież już nie są te czasy, kiedy media powiedzą ludziom, żeby na kogoś nie głosować, i ludzie posłuchają. A może właśnie dlatego na niego zagłosują? Po wyborach prezydenckich ci, którzy straszą, powinni już chyba zrozumieć, co na ludzi dziś działa, a co nie.