"Super Express": - Okazało się, że MSZ płaciło ciężkie pieniądze Charlesowi Crawfordowi - byłemu ambasadorowi Wielkiej Brytanii w Polsce, a prywatnie przyjacielowi Radosława Sikorskiego - by konsultował przemówienia byłego szefa polskiej dyplomacji. Pana zdaniem to normalna praktyka?
Prof. Bogusław Liberadzki: - Zdaje się, że te konsultacje wykraczały daleko poza kwestie językowe i chodziło wręcz o przygotowywanie tez głoszonych potem przez Radosława Sikorskiego. Szczególnie w słynnym przemówieniu berlińskim. Można więc dojść do wniosku, że były szef MSZ był pod wpływem pana Crawforda, przyjmował jego poglądy i prezentował jako swoje.
- Powinniśmy się niepokoić, że ktoś suflował Sikorskiemu kierunki polityki zagranicznej?
- Cóż, były to tezy dotyczące spraw europejskich, suflowane przez Brytyjczyka, a Wielka Brytania ma przecież w wielu sprawach sprzeczne z naszymi interesy w Unii Europejskiej. To wiele mówi o sytuacji. Co więcej, tezy te nie były w żaden sposób konsultowane z panem prezydentem. Pominięcie go w tak istotnych kwestiach jak podział ról i przywództwa w UE źle świadczy o ministrze Sikorskim. Prezydent był tym wszystkim bardzo zaskoczony. Chyba podobnie premier.
- Chyba tylko pan Crawford nie był...
- Jeśli wierzyć doniesieniom medialnym, to maszynopis tego berlińskiego przemówienia był podpisany nazwiskiem pana Crawforda. Oznaczałoby to, że Radosław Sikorski wykonywał funkcje speakera radiowego, który odczytywał przygotowane przez kogoś kwestie. Może to być dowodem, że utraciliśmy samodzielność czy wręcz suwerenność, skoro minister spraw zagranicznych "mówił Brytyjczykiem".
- I to wszystko jeszcze kosztowało nas, podatników, ogromne pieniądze. Jedno takie przemówienie 19 tys. zł, a cała działalność pana Crawforda to - bagatela - 250 tys. zł. Drogi akt poddaństwa...
- To faktycznie oburzające. Kwoty za pracę pana Crawforda są astronomiczne!
- A w kwestiach językowych, nawet merytorycznych, Sikorski ma przecież bardzo inteligentną, zaznajomioną z kwestiami międzynarodowymi żonę, która jest rodowitą Amerykanką. Po co więc płacić takie pieniądze? Chyba że mamy tu do czynienia z kumoterstwem.
- Żony bym w to nie mieszał i nie obarczał tym ciężarem. Przecież w MSZ została zatrudniona córka pana Jacka Rostowskiego, która przyszła tam ze swoją biegłością językową...
- "Idiomatyczną angielszczyzną" - jak tłumaczono ten nepotyzm...
- Właśnie. To ona powinna doradzać panu ministrowi i kwestie kluczowych wystąpień Sikorskiego do chwili ich wygłoszenia powinny zostać w murach MSZ i najbliższym gronie władzy. Nie rozumiem, dlaczego tak się nie stało.
- Co z tym Sikorskim zrobić? Trochę się kompromitujących historii uzbierało...
- Faktycznie, już jest tego sporo, a kto wie, o czym się jeszcze dowiemy. Potrzeba w MSZ rzetelnego, niezależnego audytu, który zrobiłby bilans rządów Radosława Sikorskiego. Zbyt wiele pytań zostaje bez odpowiedzi.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail