"Super Express": - Jakie są prognozy demograficzne dla Polski?
Krystyna Iglicka-Okólska: - Bardzo złe. Przede wszystkim dotyka nas zjawisko depopulacji, czyli spadku ludności kraju. To bardzo widoczne, jest nas 36 mln 489 tys., a nie 38,5 mln jak podaje GUS. Dane GUS dotyczą rejestrów PESEL, a przecież większość polskich emigrantów nadal ma ten numer, choć od lat nie mieszka w naszym kraju. I niestety nie widać światełka w tunelu. Od roku 1989 nikt w Polsce nie zajmował się poważnie problemem demograficznym. Współczynnik dzietności spadał na łeb, na szyję, aby osiągnąć tragiczny poziom 1,26 w 2013 r. I był to najniższy po Portugalii współczynnik dzietności w Europie. Konsekwencją tych zjawisk jest przyspieszony proces starzenia się polskiego społeczeństwa. Prognozy Eurostatu są dla nas tragiczne. Już niedługo jedna osoba będzie musiała pracować na jednego emeryta. W tej chwili ta proporcja wynosi 3:1.
- Tymczasem Ukraińcy masowo chcą pracować i osiedlać się w Polsce. Do listopada 2014 roku 359 tys. osób oficjalnie ubiegało się o pracę w Polsce. Lawinowo wzrosła również liczba tych, którzy ubiegali się o pobyt stały - z 12,9 tys. w 2013 roku do 28,9 w 2014. Powinniśmy się cieszyć, że ci ludzie chcą do nas przyjeżdżać?
- To dobrze, że są ludzie, dla których Polska jest krajem atrakcyjnym ekonomicznie. Jednak wśród krajów UE mamy najniższy odsetek imigrantów (w granicach 1 proc.). Polska jest krajem, z którego cały czas emigrują młodzi ludzie. I przede wszystkim powinniśmy zablokować ich odpływ. Musimy zastanowić się, dlaczego bezrobocie wśród młodych jest tak wysokie i nie mogą oni liczyć na płacę dającą możliwość utrzymania się i posiadania dziecka w swoim własnym kraju. Jednak z podanymi przez pana liczbami jest pewien problem.
- Na czym on polega?
- Cudzoziemcy traktują Polskę jako kraj tranzytowy albo imigracji czasowej. Jeżeli popatrzymy na statystyki urodzeń przez cudzoziemki w Polsce, to zobaczymy, że rodzą one ok. 800 dzieci rocznie, czyli tyle co nic.
- Czyli imigranci z Ukrainy nie będą lekiem na naszą sytuację demograficzną?
- Aby ratować sytuację, powinniśmy przede wszystkim wziąć pod uwagę potencjał powrotu Polaków zza granicy. Do tego konieczna jest jednak poprawa sytuacji gospodarczej tak, aby w Polsce była możliwość pracy i godniejszych zarobków. Wtedy oprócz powrotów rodzić się będzie więcej małych Polaków. Również imigranci pojawią się w sposób bardziej naturalny. W tej chwili to nie jest żadne lekarstwo na kryzys demograficzny, tych 28,9 tys., o których pan wspomniał. Żaden kraj nie decydował się na zmianę w polityce imigracyjnej, mając bezrobocie wynoszące ponad 10 proc. i wielką emigrację, ponieważ może to prowadzić do niepokojów społecznych.
- Jednak może warto wykorzystać chęci Ukraińców do imigracji?
- Imigranci, jak każdy z nas, podejmują decyzje racjonalne ekonomicznie. Warunkiem koniecznym tego, żeby imigranci mogli być pewnym rozwiązaniem problemów demograficznych danego kraju, jest jego atrakcyjność ekonomiczna. Do tego potrzebna jest zmiana gospodarcza w Polsce. Aby zaspokoić lukę ludności w wieku produkcyjnym, powinniśmy ściągnąć do roku 2040 aż 5 mln ludzi. To tak naprawdę nierealne. Ale bez zmiany gospodarczej, która nie odwróci trendów w migracjach i nie spowoduje wzrostu urodzeń, czeka nas tylko zapaść. A imigranci z Ukrainy pojadą dalej na zachód.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail