Opinie. Anthony Dworkin: W Hadze procesu przeciw Rosji raczej nie będzie

2015-01-27 3:00

Rozmowa Tomasza Walczaka z Anthonym Dworkinem z Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.

"Super Express": - Po ataku rakietowym rosyjskich sił na wschodnioukraińskie miasto Mariupol, w którym zginęło 30 cywilów, prezydent Petro Poroszenko ogłosił, że mieliśmy do czynienia ze zbrodnią przeciwko ludzkości. Ukraiński rząd już szykuje pozew przeciwko Rosji do Międzynarodowego Trybunały Karnego w Hadze. Ten akt barbarzyństwa może rzeczywiście zostać uznany za zbrodnię przeciwko ludzkości?

Anthony Dworkin: - W prawie międzynarodowym mamy dość jasną definicję zbrodni przeciwko ludzkości. Aby można było o niej mówić, musimy mieć do czynienia z rozległym i systematycznym atakiem na ludność cywilną. Oprócz tych kryteriów ostrzał Mariupola musiałby być przeprowadzony w ramach celowych działań agresora. Strona skarżąca musi więc udowodnić, że nie był to incydent, ale planowana akcja.

- Na podstawie dostępnych informacji jakby pan ocenił to, co się wydarzyło w Mariupolu?

- Na chwilę obecną wydaje mi się, że sprawa jest otwarta. Równie dobrze można ten atak rozpatrywać w kategoriach zbrodni wojennej, próbując uzasadnić, że ci, którzy dokonali ostrzału, nie robili rozróżnienia między armią i cywilami.

- OBWE, a także sekretarz generalny NATO, unijna szefowa dyplomacji oraz Human Right Watch są pewni, że rakiety, które zabiły 30 osób w Mariupolu, zostały odpalone z terytorium kontrolowanego przez rosyjskich najemników. Czy to może wystarczyć?

- Nie. Trzeba wykazać powiązanie między atakującymi a Rosją. Nie wystarczy wskazać, że pociski odpalono z kontrolowanego przez prorosyjskich bojowników terytorium. Należy wykazać, że Rosja nie tylko wiedziała, iż tego typu atak na ludność cywilną jest prawdopodobny, ale także dostarczyła środki, by ten atak przeprowadzić. Mówiąc krótko, potrzebne są dowody, które wskażą, że Rosjanie dali broń do ataku na ludność cywilną. Jeśli udałoby się takie dowody uzyskać, można by łatwo obciążyć Moskwę odpowiedzialnością za zbrodnię przeciwko ludzkości.

- NATO nieraz pokazywało dowody, że Rosja wprowadza broń na terytorium Ukrainy. Udowodniono, że w wojnie biorą udział żołnierze rosyjskich jednostek specjalnych. W świetle prawa międzynarodowego te informacje mają swoją wartość, żeby uznać Rosję za winną?

- Co prawda to nie wystarczy w postępowaniu sądowym, ale jeśli uda się jasno powiązać te informacje z atakiem, można wyjść poza przypuszczenia co od rosyjskiej odpowiedzialności za ofiary cywilne w Mariupolu.

- Czy potrzebujemy posiadać jako dowód rozkaz, który wyraźnie wskazywałby cel?

- Rozkaz byłby jednym ze sposobów dowiedzenia rosyjskiej winy. Może to być także stwierdzenie prorosyjskich bojowników lub pokazanie schematu ich działania, który zakłada atakowanie ludności cywilnej. Można też pokazać dowód, że ataku nie dokonaliby bez autoryzacji Moskwy. Reasumując, bezpośredni rozkaz nie jest wymagany, ale trzeba mieć dowód na to, że Rosja liczyła się z tym, iż dostarczana przez nią broń będzie użyta do ataku na cywilów i nie zrobiła nic, żeby to powstrzymać.

- Nawet jeśli dowody zostaną zebrane, Ukrainie uda się złożyć pozew przeciwko Rosji, to chyba trudno oczekiwać, że uda się Rosję skazać. Światowe potęgi jakoś się wywijają sprawiedliwości.

- Rzeczywiście, może być to trudne. Aby podlegać jurysdykcji Międzynarodowego Trybunału Karnego, trzeba podpisać statut rzymski, który go ustanowił, a potem go ratyfikować. Rosja statut podpisała, ale nie ratyfikowała. Sprawę do Trybunału może skierować także Rada Bezpieczeństwa ONZ, ale tam Moskwa ma z kolei prawo weta. Z tych dwóch względów nigdy nie badano zbrodni w Czeczenii. Sytuacja na Ukrainie jest jednak inna.

- Jak zmienia ona kwestię sądzenia Rosji?

- Konflikt odbywa się na Ukrainie i jeśli Kijów będzie chciał, może wnieść sprawę do MTK i Rosja nie będzie mogła nic z tym zrobić. Jest więc szansa, żeby kwestią zbrodni w Mariupolu ruszyć do przodu. Byłaby to podobna sytuacja do tej dotyczącej nadużyć Amerykanów w Afganistanie. Oczywiście inna sprawa, jak będzie wyglądał ewentualny proces. Jasne, że Rosja nie będzie współpracować z MTK, nie da wydać na siebie wyroku. Wątpię więc, że sam proces kiedykolwiek będzie miał miejsce. Postępowanie prokuratorskie może się odbyć. Być może ktoś zostanie oskarżony, ale na tym sprawa zapewne się skończy.

- Czemu więc, mimo tych wszystkich zastrzeżeń, Ukraina decyduje się na skierowanie sprawy do MTK? W Kijowie chyba rozumieją, że wyroku na Rosję nie będzie.

- Myślę, że ukraińskie władze doskonale zdają sobie sprawę z ograniczeń, ale chcą nadać atakowi w Mariupolu wymiar symboliczny. I tak plan wniesienia sprawy do MTK należy traktować.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail