"Super Express": - Jean-Claude Juncker, zapewne przyszły szef Komisji Europejskiej, wspierany m.in. przez Angelę Merkel i Donalda Tuska, zapowiada zrównanie pensji minimalnych w Europie.
Dr Andrzej Sadowski: - O rany! To jest niebywały wręcz populizm godny byłego prezydenta Wenezueli Chaveza, bo w Europie trudno mi nawet znaleźć kogoś, z kim można to porównać. Należałoby też zapytać Junckera, czy ta równa płaca minimalna byłaby wyrównaniem płacy minimalnej w Bułgarii, czy w Luksemburgu.
- Właśnie, w Luksemburgu, czyli kraju, którym Juncker rządził jako premier, pensja minimalna wynosi w przeliczeniu 5600 zł. Byłoby się z czego cieszyć.
- Albo martwić. Załóżmy bowiem, że to nie była obietnica rzucona ot tak, jak to politycy lubią rzucać. W takiej sytuacji należałoby ją rozpatrywać jako przejaw strachu krajów starej UE przed gospodarkami nowych krajów, takich jak Polska i jej sąsiadów.
- Dlaczego?
- Podwyższenie tej płacy minimalnej do zbyt wysokiego pułapu dla naszej gospodarki byłoby olbrzymim uderzeniem w Polskę. Byłaby to zresztą nie pierwsza taka próba. Kiedyś próbowano w nas uderzyć pomysłami ustanowienia takich samych podatków dla wszystkich krajów UE. Zachód oskarżał Polskę o "dumping podatkowy", a kiedy okazało się to bzdurą, stara się uderzyć od innej strony, czyli regulacji rynku pracy i może właśnie płacy minimalnej. To jest uznanie potencjału gospodarczego i możliwości Polski, tylko dość swoiste, bo jest zarazem zapowiedzią walki z tym potencjałem.
- W skład tej samej partii co Juncker wchodzą m.in. Platforma i PSL. Pańskim zdaniem Donald Tusk ma świadomość, że głównym atutem naszej gospodarki są niskie pensje i koszta pracy? Czy raczej już zaczął wierzyć w to, że mamy cud gospodarczy?
- Mam nadzieję, że przywódcy wielu krajów, w tym Polski, dostrzegą groźbę, jaką kryje taka pozornie sympatyczna zapowiedź. Absurdalna cena pracy narzucona przez Unię, ponad możliwości naszego rynku, oznaczałaby gwarantowanie przez tę Unię niebotycznie wysokiego bezrobocia.