O takich zarobkach nawet prezydent Andrzej Duda (44 l.) może tylko pomarzyć. Jego miesięczne wynagrodzenie to "jedynie" ok. 20 tys. zł, co daje 240 tys. zł rocznie. Jego ojciec w ubiegłym roku co miesiąc dostawał ok. 36 tys. zł i równie dobrze mógłby dawać swojemu synowi kieszonkowe. Skąd takie astronomiczne wynagrodzenie? Profesor Duda wykłada na dwóch uczelniach - w krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej oraz Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Tarnowie. W sumie na pracy naukowej zarobił w ubiegłym roku 267 tys. zł. Kolejne 66 tys. zł wpłynęło mu na konto tytułem emerytury. Daje to olbrzymią kwotę 5,5 tys. zł miesięcznie. Ale to jeszcze nie koniec. Dodatkowo 54 tys. zł otrzymał z praw autorskich, 28 tys. zł z diet radnego (jest radnym sejmiku małopolskiego), a dzięki umowom o dzieło i zleceniom - 19 tys. zł.
Z profesorskiej pensji ojciec prezydenta zaoszczędził 78 tys. zł. Na polisach ubezpieczeniowych ulokował ok. 30 tys. zł. Jest też współwłaścicielem (ma jedną piątą udziału) domu wartego 340 tys. zł. W garażu u ojca prezydenta stoi subaru forester z 2007 r.
- No tak wyszło... Pracuję jako profesor na dwóch uczelniach, mam sporo zajęć, uczestniczę w naukowych grantach, zdecydowałem się pobierać emeryturę. Może i wyszło dużo, ale nadal z żoną jesteśmy ubodzy duchem - podkreśla prof. Jan Duda.
Jak wynika z oświadczenia majątkowego, profesor spłaca również kredyt mieszkaniowy wzięty z żoną, córką i zięciem. Do spłaty zostało 58 tys. zł.
Zobacz także: Szydło w dwa miesiące zaoszczędziła 60 tys. zł